Plan był prosty: uśpić czujność szpiegującego (mamusiowego) oka i trenować na wybranym obiekcie. Guziki maszyny od napojów wymarzone. Sięgać sobie, sięgać, sięgać mimochodem.
Plan wypalił.
Uśpiona czujność zasiadła wygodnie na tronie. Spodnie spuściła właściwie.
A sprawa się rypła. Klamka zapadła. Zasuwka puściła.
Widok mojej pogoni bezcenny.
Jedną ręką łapałam w locie Julka, drugą opuszczone spodnie.
Pomocy znikąd nie było.
I dobrze! :D
Doświadczenie bezcenne, hahahaha.
OdpowiedzUsuńJak w tej pogoni ze spodniami w garści dałaś jeszcze radę zrobić zdjęcia?? Jesteś niezwykłą kobietą! :)))
OdpowiedzUsuńFotkowałam Julka zmagania na luzie, siedząc sobie na kibelku, przekonana, że nawet, jak dosięgnie i naciśnie klamkę, to zasuwka przytrzyma. A tu zonk! :))) Jak biegłam, to już bez telefonu.
UsuńMoja pierwsza myśl też była: skąd też u Ciebie ta trzecia ręka do telefonu :-)))).
UsuńHa, ha, ha, ale przygoda. :))) No cóż, czas zacząć bieganie :D.... a z tą trzecią ręką, to chyba każdy ma podobne skojarzenie. Trening czyni mistrza, nabierzesz wprawy i dasz radę. :-*
OdpowiedzUsuńNigdy za żadnym facetem nie biegałam. Julek to zmienił. Ma chłopak moc. ;))
Usuń