Rzucamy z Krzysiem wszystkimi obecnymi w domu piłeczkami do kosza wiklinowego ustawionego pod ścianą. Rzucamy spod przeciwległej ściany, metrów mamy jakieś trzy, żeby nie było łatwo. Męczymy te rzuty, które tylko bywają celne. Męczymy. Julek nas obserwuje.
Wreszcie podchodzi do nas, bierze piłkę i rzuuuut. W kierunku kosza.
Nie trafia. Piłka odbija się od ścianki kosza. Bez słowa bierze tę piłkę, idzie z nią do kosza i bach! wrzuca do środka.
Odwraca do nas, otrzepuje rączki, uśmiecha triumfalnie i odchodzi.
Tak się, proszę państwa, gra w kosza. :)
Każdy sposób dobry, który prowadzi do celu.Miała piłka trafić do kosza - trafiła.Nie ważne jak.
OdpowiedzUsuńMoże to nowa gra.
Liczy się pomysł, by wyjść z podniesioną głową.
Brawo Julek za pomysł.
buziaki alat.
No właśnie, zrozumiał zasady zabawy. Lekko je zmodyfikował, ale cel osiągnął. :)
Usuń