Ćwiczyliśmy wiele razy. Na kartkach papieru, tablicy, ulicy kredą. Zawsze według tego samego schematu: oko-oko-buzia-nos. Julek mazał różnie, zwykle zamaszyście, nigdy na temat. Aż zaskoczyło. I koniec roku - bardzo obfitego w zmagania z własnymi ograniczeniami - zakończył Jul silnym akordem. Spod ręki naszego artysty wyszedł nie portret, ale cała ich seria.
Portret taty
Portret Krzysia
I portret mój, czyli wisienka na koniec ;)
Ta kwoka, proszę państwa, składa się z kilku głów. Wielość mnie we mnie jednej zgodna z rzeczywistością. Spostrzegawczość syna godna tytułu mistrza. Nie dociekam, czy to przypadek, czy objaw geniuszu ;)
Piękna Ty :) Julek dobrze wie, że masz głowę do wszystkiego i w jednej się wszystko nie pomieści.
OdpowiedzUsuńmama wielowymiarowa i nieoczywista...ma wiele twarzy ;)
OdpowiedzUsuńIwona
Brawo Julek!!!!!
OdpowiedzUsuń