Mała powtórka z rozrywki.
Pierwszy
tydzień fascynacja pomieszana ze strachem, ochota na pluski z niechęcią
pozostawania sam na sam z instruktorem pływania. W przypadku Julka nie trzeba wysoko
wykwalifikowanego specjalisty, wystarczy osoba, której się chce. Chce się wczuwać
w jego lęki, wychodzić na przeciw apetytowi na taplanie się i pluskanie. Potrzeba
osoby, która działa nie według wygodnego dla siebie schematu, ale dostosowuje
się do potrzeb dziecka. I zacznie zwyczajnie lekcje z Julkiem od oswojenia go z
wodą.
Bo nie jest kwestią przełamanie w
Julku strachu przed samą wodą, potrzeba go oswoić z nią.
Zatem
rozpoczynanie zajęć na dużym basenie, w towarzystwie instruktora, w
otoczeniu makaronu, nawet z wygłupami w tle niewiele dawało. Julek chciał,
ale się nadal bał.
W tym tygodniu zmienił się terapeuta
i Julek dostał się pod opiekę pana Marka, który i owszem zaczął jak poprzednik
zabierając chłopaka na wielką wodę, ale gdy tylko się zorientował po dwóch
minutach, że Julek zwyczajnie się boi, powędrował z nim na mały basen, gdzie
zaczął wszystko od początku. Tego początku, którego zabrakło.
Julek teraz odmierza poranne
zajęcia basenem. Odlicza na paluszkach z moją pomocą czas do pływania. Kciuk to
zajęcia z p. Klaudią, palec wskazujący – integracja sensoryczna, środkowy – terapia
ręki z panem Grzegorzem i wreszcie serdeczny – basen. Entuzjazm największy. Banan
na twarzy. Motywacja do dalszej pracy.
Taki trener to skarb!
OdpowiedzUsuń