Jedną z oznak dorastania dzieci jest możliwość pozostawiania ich w domu bez opieki.
Krzyś - wiadomo. Potrafił w pewnym momencie ocenić swoją gotowość, stwierdzić, że tak i zostać sam w domu na czas jakiś, niedługi, pod telefonem. Było to trochę temu. Teraz to już standard i nic niezwykłego.
Julek. Lat siedem i pół. Uśmiech, zrzęda, jednowyrazowiec. Samodzielność w podejmowaniu decyzji ograniczona do wyboru jaja albo parówy na śniadanie, mleka albo soku do picia, bajki albo klaszrojal na telefonie. Samostanowienie o sobie bardzo ograniczają nieumiejętność werbalnego wyrażania własnych myśli, oczekiwań, przeżyć; prosty odbiór rzeczywistości; myślenie przyczynowo-skutkowe na poziomie niezaawansowanym. Nie można Julka samego zostawić w domu. Jeszcze nie można. Marzę, że kiedyś będzie można.
Nie jest też tak, że nad Julkiem trzeba nieustannie czuwać i najlepiej nie spuszczać go z oczu. Chłopak świetnie odnajduje się w domowej przestrzeni. Potrafi sam bawić się w swoim pokoju, siedzieć na kanapie w salonie, gdy szykuję obiad, ewentualnie z Krzysiem uskuteczniać walkę o koc/pilota/poduszkę (jesteśmy ciągle na kanapie w salonie). Nie jest dzieckiem z nieograniczoną, bardzo twórczą wyobraźnią. Na środku pokoju nie zrobi ogniska (chyba), nie rozleje wanny wody, żeby mieć staw (chyba), za to wylane mleko z potrąconego kubka potrafi zetrzeć ścierką. Rozsądny z niego dzieciak. Tak więc tli się nadzieja, że kiedyś tylko ja i Radek do kina, podczas gdy Julian sam na kanapie, bo Krzysztof gdzieś w świecie rozgrywa swe mecze w jakimś Bajernie albo innym Realu (upubliczniam marzenie syna).
Tymczasem. Tymczasem zdarzyło się wczoraj. Nagła konieczność wspólnego wyjazdu do miejscowości obok, na całe piętnaście minut. Babci i dziadka wyjątkowo nie ma. Normalnie wzięłabym Julka ze sobą. Ale mróz. Ale akurat wsuwa płatki kukurydziane na mleku. Za chwilę Psi patrol albo inny Gambol. Krzyś obok.
Radek pierwszy rzucił: zostawmy ich samych. I słowo stało się dziećmi w domu bez opieki. Krótka pogadanka. Naprawdę krótka. Z Julkiem nie da się zdaniami złożnymi, gdybasiami i gdyż aby. Trochę niewyraźna mina Krzysia. Wziął jednak brata na klatę. Pojechaliśmy. Wróciliśmy. Dom cały. Chłopcy też.
Jasne, że pierwsza jaskółka i tak dalej. Długa droga przed nami. Finisz trudny do przewidzenia. Świat bez trisomii jest bardziej przewidywalny. Potrafię wyobrazić sobie kolejne etapy życia Krzysia. U Julka nic nie jest pewne. A jednak nie tracę nadziei, że kiedyś rzeczywiście zostanie sam w domu. Nie na cały dzień, na godzinę-dwie, może właśnie na wypad wspólny z Radkiem do kina.
Dorosła samodzielność Julka to zupełnie inna dorosła samodzielność moja.
Marta,bravo Wy i bravo za odwagę,Krzysiu bravo!ja na razie zostawiam obu samych gdy idę ze śmieciami...na dłużej się nie odważył bo Misiek niedość że uparty to i fochowaty i czasem nawet na niewielką uwagę brata strzela focia. .z kolei starszego bratu brak cierpliwości...chociaż pewnie zestawienie sami sobie potrafią zgodnie siedzieć. Bravo!!!pozdrawiamy
OdpowiedzUsuńU mnie chłopaki też drą koty. Potrafią się jednak w potrzebnych momentach zmobilizować. A czasami nie. Te 15 minut bez nas wypaliło. Na więcej nie jestem jeszcze gotowa. Chłopcy chyba też nie. Wszystko przed nami, Olga. Nie możemy tracić nadziei. ;)
Usuń