W jednym miejscu zbiegło się kilka okoliczności.
Umówiona wizyta u fryzjera w sobotę rano. Konieczność zrobienia zakupów po strzyżeniu. Wypatrzenie przez Julka na półce sklepowej pudełka puzzli z bohaterami Avangers. Iron Man, Spider-Man, Kapitan Ameryka, Thor i przede wszystkim Hulk wyciągali ręce do Julka i wołali:
- Weź, weź, weź nas do siebie do domu!
Nie było mocnych. Pudełko wylądowało w koszyku na zakupy. Potem na stole. Minęła sobota, zaczęła się niedziela, wreszcie w przerwie między wyrabianiem ciasta na makowca a gotowaniem bigosu zaprosiłam Julka do układania puzzli.
100 części. Ja składałam ramkę, Julek bohaterów. Połączyliśmy elementy, wspólnie złożyliśmy całość. Chwila radości. Julek zdemontował układankę i zarządził, że jeszcze raz. Rozłożyłam ręce. Poinformowałam, że makowiec czeka i wróciłam do kuchni kręcić mak. Zdążyłam jeszcze tylko usłyszeć, coraz częściej przez Julka używany zwrot:
- Ja sam.
Zmieliłam mak. Przygotowałam masę. Zaczęłam zwijać makowce i ogarniać kuchnię. Z salonu dobiegały mnie co jakiś czas okrzyki triumfu. Wreszcie, gdy makowce wylądowały w piekarniku, wróciłam do Julka. Na stole było złożone prawie całe puzzle. Julek właśnie kończył swoją pracę.
I tak właśnie po raz pierwszy ułożył samodzielnie od początku do końca całą stuelementową układankę. Brawo Synku!
Wielkie brawa!!
OdpowiedzUsuń