Sympatyczny, zgrabny konik, który zauroczył mnie od pierwszego wejrzenia, okazał się w zdecydowanej większości dziełem Julka. Dowiedziałam się od wychowawczyni, która w korespondencji ze mną zahaczyła mnie zdaniem "A koń piękny Julkowi wyszedł". Na co potrafiłam w pierwszym odruchu zareagować wytrzeszczem oczu (taka emotikonka nienajmądrzejsza).
Bo przecież pytałam Julka, który tak jakoś niemrawo i niejednoznaczenie odpowiadał o autorstwie konia.
Wyszło na to, że Julek rysował pod dyktando pani Gosi, która na koniec pomogła mu tylko z głową.
Czasem wychodzi ze mnie matka-niedowiarka, wątpiąca w ukryte możliwości własnych dzieci. Do korekty z tą cechą, do błyskawicznej korekty.
Zachwycam się nadal. Teraz jakoś tak pełniej, intensywniej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz