Raczkowanie Julka piątka z plusem, siedzenie ze zgarbionymi
plecami pała z wykrzyknikiem. To siedzenie to wcale nie taka znowu porażka, bo
Julek potrafi siedzieć prosto jak z warszawskiego dworca centralnego do rotundy.
Potrafi też niedbale, bezmięśniowo, jak zademonstrował pani doktor. Stanęło na
tym, że Julek jeszcze przez miesiąc będzie rehabilitowany co środę i klejony
przez pana Krzysztofa właśnie na to siedzenie poprawne (kinesiotaping). A potem spotkania kontrolne
tylko raz w miesiącu. Bo jak pani doktor stwierdziła – Julek w tej chwili
rehabilituje się sam. Fakt, raczek z niego pierwszorzędny.
Pobranie krwi rewelacja.
W naszej przychodni w Sulejówku pielęgniarki to mistrzynie. Nie pierwszy raz
poszukiwały Julka żył. Cierpliwie, dokładnie, intuicyjnie. I tym razem wkłuły
się od razu, idealnie. Julcio nie zdążył zapłakać. Dla porównania w styczniu na
badaniach kontrolnych w szpitalu babeczki wkłuwały się trzy razy, ten trzeci
był strzałem w tętnicę. Krwi wystarczyłoby na cały zestaw badań i jeszcze
jeden. A ile płaczu przy tym było.
Poranek. Poza czasem na przytulańce, ujrzałam huragan,
którego się tylko domyślałam. Trzech facetów rządziło. Tata jadł śniadanie, a
chłopcy buszowali w szufladzie, żeby tata mógł w spokoju zjeść śniadanie.
Wyglądało to mniej więcej tak.
Takie chwile są bezcenne. A sprzątania jakby mniej. Dobry to był dzień. :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz