Gdy urodził się Julek, najwięcej bałam się, że to, co wokół niego będzie się dziać, odbywać się będzie kosztem Krzyśka. Więcej uwagi, więcej zajęć, więcej miłości, więcej wizyt u lekarzy i różnej maści specjalistów. Życie pod dyktando usprawniania ograniczeń Julka.
Bardzo nie chciałam, żeby cierpiał na tym Krzysiek.
Pierwsze lata Julka to rzeczywiście było natężenie koniecznych, obowiązkowych i must have wizyt a potem kontroli u lekarzy. To również zajęcia w Ośrodku Wczesnej Interwencji na Pilickiej, na które woziliśmy Julka dwa razy w tygodniu. Wtedy dla równowagi zapisałam Krzyśka na naukę pływania i zajęcia z taekwondo (chciał być ninja). Harmonogram tygodniowy zgęstniał. Logistycznie ledwo wyrabiałam na zakręcie. Z czasem wizyty u specjalistów nie wymagały takiej częstotliwości. Julek poszedł do przedszkola. Przedszkole zadbało o systematyczny rozwój Julka. Na brak zajęć logopedycznych, z integracji sensorycznej, rehabilitacji ruchowej ostatnio zamienionej na taniec, zajęć z pedagogiem i psychologiem Julek nie mógł narzekać. Popołudnia zrobiły się wolniejsze. Krzysiek poszedł do szkoły. Zmieniły się priorytety. Pojawiły nowe zainteresowania.
I sprawy zmieniły obrót.
Teraz mam poczucie, że więcej dbam o rozwój starszego syna. A mniej czasu i uwagi poświęcam młodszemu. Szkoła, zajęcia po niej, treningi. Piłka nożna stała się pasją. Do zwykłych treningów drużynowych doszły treningi doszkalające w ramach szkółki o patetycznie brzmiącej nazwie Akademia Młodych Orłów prowadzonej przez PZPN. Krzysiek w czerwcu zaliczał testy kwalifikacyjne. Na początku września zadzwonił do mnie trener. Z dwóch treningów zrobiły się cztery plus w weekendy mecz ligowy. Pomiędzy szkoła i nauka. Dla Krzyśka pomiędzy. Dla mnie przede wszystkim.
Układ jest prosty. Nauka - piłka nożna - reszta. Prosty nie znaczy łatwy do egzekwowania. Niemniej dajemy radę. Ciągle jeszcze dajemy. Krzyśkowi drenuję głowę i wpycham gdzie mogę motto o możliwościach wyboru. A nie jedna, jedynie słuszna opcja, podczas gdy głowa otwarta i chłonna i nie musi być tylko tężyzna fizyczna (do której nic nie mam, bo w zdrowym ciele zdrowy duch i tak dalej). Równowaga. Słowo klucz. Ucz się i trenuj i miej w przyszłości duże pole manewru, gdy będziesz wybierał swoją ścieżkę życiową.
Zdarzyły się ostatnio potknięcia w matematyce, którą do tej pory Krzysiek lubił z wzajemnością. Książki więc, ciekawe strony internetowe z zadaniami, żeby to lubienie nie przeszło w zniechęcenie, a podstawy się cementowały i dawały stabilny fundament pod wiedzę. Lektura. Trzeba przeczytać. Rozłóż na dni. Nie siedzę z Krzyśkiem przy lekcjach. Pilotuję, sprawdzam, trzymam rękę na pulsie. To wymaga czasu, skupienia, miejsca między obiadem, prasowaniem, praniem i kwadransem, który został do treningu. Radek ogarnia piłkę nożną, ja w tym czasie Julka. I to są jedyne chwile (poza basenem, na który jeździmy raz w tygodniu, dokładnie w niedzielę na 8:30), gdy staram się (z podkreśleniem wyrazu "staram", bo nie zawsze wychodzi) poświęcić Julkowi i tylko jemu czas. Trzy treningi, czyli średnio trzy razy po jednej godzinie, bo teningi o różnych porach i czasem zahaczają o julkową porę do spania. Czwarty trening zarezerwowany na sprzątanie domu po całotygodniowym zaślepnięciu na kurz, pył i inne nagromadzone rzeczy w miejscach nie swego przeznaczenia. W tym naszym czasie we dwoje gramy w "Wyspę Smoków", "Uno Junior", wspólnie oglądamy "Psi patrol", przynoszę książkę z obrazkami, którą "czytamy", powtarzamy słowa, wygłupiamy się. Myję Julka, usypiam go. Za mało. Za mało. Za mało.
Wyrzuty mną targają.
W tyle głowy czai się zdanie. Krzyśka potencjał ma przyszłość, Julka ma tylko przyszłość z nami.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz