Między odśnieżaniem, awarią prądu w naszej gminie a seansem niedzielnym ("Nasze magiczne Encanto") udało się upiec pierniczki, a nawet popołudniu je udekorować. To już tradycja.
Wprawdzie w tym roku trudniej było zgarnąć do dekorowania naszego licealistę, za to dłużej, w zasadzie do samego końca pozostał z nami Julek. A działania długofalowe u młodszego syna to byt nieoczywisty. Płynnie podchodzi do wyznaczonych zadań. Nie że nie podejmuje rękawicy, ot! za szybko ją zdejmuje i ciska w kąt. Dzisiaj siedział i dekorował. Minimalistycznie, ale działał.
Zapach ciasteczek. Miód, cynamon, przyprawy korzenne. Za oknem cisza. I śnieg. Nieprzeliczone płatki śniegu. Tony płatków. Fajnie było w środku. Odliczamy dni do Świąt. W tym roku spędzimy je w naszym domu. Przyjadą babcia Krysia i dziadek Ludwik. Niezwyczajnie. Dobrze.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz