Wtorkowa wyprawa na basen nas zaskoczyła. Cygański Las świecił pustkami. Ale pustkami pustkami. Nie było nikogo. Po nas dotarły jeszcze dwie rodziny. Każda z parą chłopców młodszych od Julka. Takiego luksusu nie mieliśmy nigdy.
Tego dnia różnica temperatur między wodą a powietrzem nie była duża. Z wody nie chciało się wychodzić. Było przyjemnie. Julek półtorej godziny spędził w wodzie z krótkimi przerwami na toaletę i bułkę z serem. Pływał, skakał na bombę, zjeżdżał na zjeżdżalni, którą uruchomiono dla pięciu osób. Był w wodnym raju.
Przy okazji znów mogłam dostrzec postępy w umiejętnościach pływackich syna. Podpływał do mnie kraulem.
Zaliczył skok na głęboką wodę (głębokość 1,8 m).
Fajne było to popołudnie razem. Nawet i mnie się udało popływać na dużym (kompletnie pustym) basenie. Julek w tym czasie szamał bułkę na brzegu. Potem spotkaliśmy się na wysepce. Nie narzekał, że woda zimna. Nie było też rekina. Żadnego.
Drugie, piątkowe spotkanie z basenem było zupełnie inne. Była z nami babcia Krysia. Było słońce. Było dużo ludzi. Woda, schłodzona zimnymi nocami, nie dawała Julkowi takiej frajdy jak trzy dni wcześniej. Mało się w niej taplał. Nawet zjeżdżalni nie zaliczył. Onieśmielają go rówieśnicy, dzieciaki młodsze i ciut starsze. Nie czuje się komfortowo z natarczywymi spojrzeniami w swoją stronę. Julek w takich miejscach budzi zainteresowanie. Skośne oczy, kaczy chód, niewyraźna gadka. Ludzie, dzieci patrzą. Ja to widzę. Julek to widzi. Czuje całym sobą.
Za to w piątek był hamburger. I cola. Wisienka na torcie basenowego wypadu. Tego dnia bar w Cygańskim Lesie był otearty.
Bilet dla osoby z orzeczeniem o niepełnosprawności jest ulgowy w cenie 17 zł. Opiekun osoby niepełnosprawnej wchodzi bezpłatnie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz