środa, 3 lipca 2024

Czytanie kolejny poziom

Gdy kilka lat temu zaczynaliśmy tak już całkiem na serio naukę czytania, nie oczekiwałam spektakularnych wyników tej pracy. Była to droga bardziej przez mękę i raczej dreptanie z potknięciami niż prężna wędrówka ciągle do przodu. A jednak Julek zaskoczył i w listopadzie 2021 zaczął czytać proste teksty zapisane wielkimi literami.

Był to niemały sukces. Doskonaliliśmy tę umiejętność wszelkimi sposobami aż wreszcie Julek dostrzegł w którymś momencie, że potrafi czytać niektóre wyrazy nie tylko w zeszytach i książkach ze szkoły, ale również w przestrzeni publicznej, w telewizorze, w Netfliksie. Ale tylko te zapisane WIELKIMI literami. To jednak wystarczyło, żeby uruchomić w nim wewnętrzną motywację. Czytał coraz sprawniej. Łatwiej. Aż pod koniec tego roku szkolnego zauważyłam, że próbuje z sukcesem odczytywać wyrazy napisane małym drukiem (!). Szkoła też to dostrzegła. Czerwiec dogonił nas zadaniami domowymi z ćwiczeniami do czytania prostych zdań bez wielkich liter. 

Ponieważ nie zakładałam nawet, że dotrzemy do tego etapu, nie zdążyłam dowiedzieć się, w jaki sposób i w którym momencie należy próbować naukę czytania małymi literami. Mając w głowie początki czytania Julka, mylenie przez niego liter, czytania raz dobrze, raz źle - wydawałoby się świetnie już wytrenowanych sylab - sądziłam, że podobnie będzie, gdy zaczniemy naukę małych liter. Nie założyłam, że ten proces dokona się płynnie, samoistnie. Wszak wiele małych liter wygląda prawie tak samo jak ich wielkie odpowiedniki. Mogą pojawić się problemy z a, g, b, d, e, ale znając już zasadę czytania, mając już umiejętność "widzenia" wyrazu, a nie zlepku pojedynczych liter, czy nawet sylab, dla Julka naturalnym stało się odczytywanie nawet nieoczywistych (na pierwszy rzut oka) liter. 

A ponieważ załapał chłopak, że umie, to gram z nim w zabawę "przecież potrafisz". Codziennie rozgrywamy partyjkę czytania. I codziennie uśmiecham się szeroko w sobie. Że mamy to. Osiągnęliśmy nasz kolejny ośmiotysięcznik. 



wtorek, 2 lipca 2024

Nowy rower

Wyrósł ze starego. Starego-starego roweru, który pamiętał jeszcze czasy nastoletnich córek jego matki chrzestnej (aktualnie dwudziestoparoletnich kobiet). 

Wyrósł też z ochoty na dłuższe trasy. Wykłóca się, że nie daleko. Tylko kółko. Małe kółko. A brzuch rośnie wprost proporcjonalnie do nie-ochoty na aktywność fizyczną. 

Nie zrażam się. Zarażam Julka przyjemnością z jazdy rowerem. Bo ciągle w tym moim nastoletnim zbuntowanym z lekka synu drzemie potencjał. W pamięci mam, że lubił. Lubi jeździć rowerem. Nie pozwalam mu zapomnieć, że to czysta frajda.

Dlatego w niedzielę pojechaliśmy z Julkiem do sklepu sportowego. Wybrał sobie rower. Najbardziej chciał zielony. Ale takich brak w ofercie. Ostatecznie padło na niebieski. Przejechał się po sklepie. Powiedział, że tak. Rower przygotowano nam do użytku. Dokupiliśmy kask. I tak Julek wyposażony w sprzęt sportowy opuścił sklep. Jazdę testową ze względu na afrykański ukrop przesunęliśmy na wczoraj. Było już czym oddychać. Zaliczyliśmy czterokilometrową rundkę po okolicy. 

Podprowasziliśmy Julka pod rowery, których ramy kwalifikowane są jako damskie. Nam chodziło o utrzymanie łatwości wsiadania na rower. Bez poprzecznej belki Julek siada na siodełku bez potrzeby zadzierania nogi. Koła mają 26,5 cali. Przerzutki na przednie (z lewej strony kierownicy) i tylne koło (prawa strona kierownicy). Na razie ustawione przez Krzyśka na średnich poziomach. Julek z czasem sam rozkmini, kiedy, jakie przerzutki. Nie miał problemu na jazdę nowym rowerem. Myślę nawet, że dostrzegł różnicę w komforcie jazdy. Dzisiaj znów jesteśmy umówieni na przejażdżkę. 

Zakup roweru zostanie sfinansowany ze środków zgromadzonych na Julka subkoncie. Dziękujemy!