niedziela, 11 maja 2025

Sztokholm

Sztokholm jest rozległy, malowniczo położony. Mówią o nim Wenecja Północy. Rzeczywiście dużo mostów, woda, jedna wyspa płynnie przechodzi w kolejną wyspę. Z atrakcji turystycznych zaliczyliśmy Gamla stan (starówkę), uroczystą zmianę warty przy Zamku Królewskim (urodziny króla Karola XVI Gustawa, który dłużej panuje niż ja żyję), Ogród Króla, w którym aleja drzewek wiśni jeszcze nie rozkwitła (podarunek dla króla od cesarza Japonii, wiśnie posadzono pod koniec lat 90.), kilka stacji metra, które przypominają galerię sztuki i kawałek Södermalm. 

Chodziliśmy po stolicy Szwecji w środę i we czwartek. Pierwszego dnia pojechaliśmy tam z wujkiem i moją mamą. Pokręciliśmy się po Gamla stan i rodzeństwo postanowiło wrócić. Nie te siły. Nie ta para w nogach. Stwierdziło. Zostaliśmy sami.



 








Ruszyliśmy przed siebie, bez większego planu. Plan jednak po chwili natknął się na nas. Krzysiek stwierdził, że jest głodny. Julek podchwycił melodię. Dwóch nastolatków matczyne kanapki w plecaku nie zadowolą. Zastrzegłam - tylko nie McDonald. Krzyś z generacji internetowych moli, znalazł miejsce, sprawdził drogę i pokierował nami (muszę przyznać, że dobrą ma orientację w terenie). To była ta część wycieczki, w której opuściliśmy typowo turystyczne centrum. Znaleźliśmy się w wielkomiejskiej przestrzeni ze sklepami, biurami, sporym ruchem ulicznym. Taka Warszawa po szwedzku.

Doszliśmy do K25 - strefy gastronomicznej na Kungsgatan. Wewnątrz były bary z greckim, azjatyckim, tureckim jedzeniem. Fast food w szwedzkim klimacie. Chłopaki zamówili burgery i bagietki z kurczakiem w Mama. Zacne porcje w przyzwoitej cenie. Po posiłku powędrowaliśmy w kierunku Södermalm.

We czwartek - obeznani już z komunikacją - po przedpołudniu w Tyresö z wujkiem i mamą - pojechaliśmy autem do Gullmarsplan, gdzie zostawiliśmy auto na parkingu park&ride i wsiedliśmy do metra. Podziwialiśmy główną stację przesiadkową T-centrallen, która przypominała kopalnię i stację, na której wysiedliśmy - Ogród Króla. 



Park Króla tętni życiem. Pełny był nie tylko turystów, ale i Szwedów. Podziwialiśmy aleję japońskich wiśni. To nie był ich czas kwitnienia. U nas w Polsce wiosna w pełni, w Sztokholmie ledwo rozwinięte liście. Wietrznie, zimno, słońce oszczędnie dzieli się swym ciepłem.




Stąd powędrowaliśmy w kierunku Gamla stan. W miejsce, które widzieliśmy dzień wcześniej. Teren nie był już tak obcy. To ten moment, gdy nieznany teren zaczyna być z lekka oswojony.



W Sztokholmie korzystaliśmy z transportu miejskiego. Działa podobnie jak w Warszawie. Są bilety czasowe, grupowe, dobowe, trzydniowe itd. Trzeba mieć aplikację, żeby kupić bilet. Można ustawić w niej angielski. Obsługa aplikacji jest bardzo prosta. Gdy miałam bilet grupowy musiałam go „kasować” przy wejściu do autobusu (przy kierowcy jest urządzenie, do którego przykładałam kod QR). W metrze podchodziłam do budki z pracownikiem metra, w której jest takie urządzenie. Po „skasowaniu” biletu, otwierało się wejście, przez które wszyscy po kolei wchodziliśmy. Z pojedynczym biletem przechodziłabym tak jak u nas przez bramkę, przykładając bilet do skanera na bramce. Bilety dużo droższe niż w Warszawie. Opcja grupowy na 75 minut kosztował 26 SE (10 zł) ulgowy za osobę i 43 SE (16 zł) normalny - łącznie za naszą czwórkę płaciłam 52 zł. Dobowy kosztował 180 SE (70 zł) normalny i 110 SE (42 zł) ulgowy (w Warszawie odpowiednik kosztuje 26 zł normalny i 13 zł ulgowy). 

Parkowanie w Sztokholmie w każdej części miasta jest płatne. Ba, na osiedlu u wujka jest płatne. W Tyresö są wyznaczone miejsca, na których można zaparkować za darmo, ale tylko przez 3 godziny na dobę. Do parkowania też potrzebne są aplikacje. Najpopularniejsza nie współpracowała z moim telefonem. Krzysiek załadował na swoim. Za trzy godziny parkowania płaciliśmy ok. 12 zł.

środa, 7 maja 2025

Tyresö

Znalazłam domek w Tyresö. To miasto pod Sztokholmem. To również gmina z parkiem narodowym, jeziorami, ścieżkami rowerowymi i miejscami do uprawiania różnych aktywności sportowych. 

Mieszkaliśmy w części miasta o zróżnicowanym ukształtowaniu terenu, zdominowanej przez domki. Takie ze skandynawskiej pocztówki. Drewniane, kolorowe, z dużymi oknami otoczonymi szerokimi białymi framugami. Niecałe cztery kilometry dalej była część miasta o stricte miejskim charakterze - z centrum handlowym, halą sportową, blokami mieszkalnymi. Tutaj mieszka wujek i tutaj zamieszkała moja mama. Miałam okazję obserwować rodzeństwo w relacji. Ostatni żyjący z sześciorga dzieci moich dziadków. 

Zaraz pierwszego dnia, we wtorek zrobiliśmy dłuższy spacer po okolicy naszego domu. Zauroczyła nas miejscówka. Cicho, spokojnie, pięknie.









W ostatni dzień kwietnia Szwedzi obchodzą Noc Walpurgii. Palą ogniska, wokół których gromadzą się lokalne społeczności, śpiewają piosenki, bawią się. To symboliczne pożegnanie zimy. Na ulicach Sztokholmu tego dnia zaobserwowaliśmy grupy młodzieży, które Krzyś ocenił na rok-dwa lata starsze od niego, noszące charakterystyczne białe, studenckie czapki z daszkiem. To również tradycja wpisująca się w obchody powitania wiosny. Białą czapkę po raz pierwszy, właśnie w ten dzień, może założyć uczeń tylko ostatniej klasy gimnazjum (odpowiednik naszego liceum), który w tym roku będzie zdawał maturę i szedł na studia. Dobra okazja do wspólnej zabawy. 
Poszperałam trochę i dowiedziałam się, że szkoła podstawowa w Szwecji trwa 9 lat i jest podzielona na trzy etapy (wczesnoszkolny- klasy 1-3; średni- klasy 4-6 i wyższy 7-9). Obowiązek szkolny zaczyna się w wieku 7 lat. Absolwent podstawówki ma 16 lat. Potem jest trzyletnie gimnazjum (nasze liceum), które młodzież kończy w wieku 19 lat. 

W środę na spacer po naszej okolicy poszliśmy we dwójkę. Tego dnia mijaliśmy wielu Szwedów. Młode rodziny z małymi dziećmi, ludzi w średnim wieku i starszych. Przy jeziorze paliło się ognisko. Wokół stali ludzie w mniejszych i większych grupach. Stali i gadali, śmiali się. Dzieci biegały i tu i tam. Jakiś chłopczyk mocując się z leżącym na ziemi grubym patykiem zagadał coś do nas po szwedzku. Fajnie było przez ułamek sekundy poczuć się częścią tej społeczności.




We czwartek wujek zabrał nas do parku narodowego w Tyresö. Głazy jak wieloryby zachęcały do łażenia po nich, lasy, jezioro, dzieci z wędkami na brzegu, biegacze, rowerzyści. 1 maja  to również święto w Szwecji. Czuć było w powietrzu - pomimo zachmurzenia i chłodu - rozprężenie i relaks. Tę wibrującą radość, że nie ma szkoły, jest luz i zabawa. 





Obok tej cudnej natury jest miasto. Miasto zwyczajne. Z blokami, sklepami, placem zabaw. Nie zachwyciło mnie. Ot, zwyczajne, podobne do tego co u nas.




wtorek, 6 maja 2025

Majówka

Nasza tegoroczna majówka zaczęła się w ubiegły poniedziałek. W zasadzie to już w niedzielę, gdy przyjechała do nas moja mama, babcia Krysia. Byliśmy już prawie spakowani. Z naciskiem na prawie. 

Wszyscy podekscytowani. Julek najwięcej perspektywą płynięcia statkiem. Morze - powtarzał wielokrotnie. W poniedziałek wyruszyliśmy do Gdańska. Z północnego portu o godz. 18:00 odpływał nasz prom do Szwecji. Było ciepło, słonecznie, optymistycznie. Absolutnie byliśmy gotowi na przygodę. Na nasz pierwszy rodzinny wyjazd za granicę. 

Ten wyjazd to skumulowanie kilku emocji. Dla mnie święto pomyślnego zakończenia ponad rocznego leczenia onkologicznego mojej mamy. I celebrowanie wspólnego razem na wycieczce w nieznane. Najlepiej Julek to ujął (wierny fan Vayany) - Mama, my nowy ląd. Dla mojej mamy odwiedziny brata, wycieczka z córką i jej chłopakami, z najbliższą rodziną, wreszcie chwila wytchnienia od codzienności. 

Nie nastawiałam się na nic. Postanowiłam poddać się chwilom. Przeczytałam "Sztokholm miasto, które tętni ciszą" Katarzyny Tubylewicz. Kupiłam papierową mapę Sztokholmu, żeby mieć w głowie ogólny zarys topografii miasta. Wynajęłam nam domek kilka kilometrów od wujka mieszkania, gdzie nocowała mama. Miałam w głowie kilka punktów, które chciałabym zobaczyć, ale żaden nie był must have. To był raczej luźny plan skrojony nie tylko pod moje potrzeby. Chciałam, żebyśmy wszyscy czerpali z tego wyjazdu pełnymi garściami. Musiałam więc zostawić przestrzeń na ustępstwa, ochoty i nieochoty każdego z osobna. To było dobre założenie. Bardzo się sprawdziło w dniach, które się działy. Popłynęły, minęły, wspomnienie. 






Prom z Gdańska do Nynashamnn płynie 18 godzin. Mieliśmy dwie kajuty. Dwu- i czteroosobową. Obie z oknami. Julek spał z babcią od strony zachodniej, my od strony wschodniej. Gęste firany szczelnie zasłaniały bulaj. Nie obudziły nas promienie wschodzącego słońca. Cichy pomruk silnika dobrze kołysał do snu. Wygodne łóżka, czysta pościel, dotlenienie się wieczornym spacerem po statku - spaliśmy jak dzieci. Po śniadaniu siedząc w piano barze na dziobie promu cierpliwie oczekiwaliśmy na przypłynięcie do portu. Szwecja zbliżała się coraz bardziej. Punktualnie o 12:00 opuszczaliśmy prom. 

niedziela, 27 kwietnia 2025

Sezon rowerowy

Nasz sezon rowerowy rozpoczęliśmy z Julkiem całkiem dawno temu. Zaraz na początku marca. Buchnęło tak nagle ciepłem jakby to kwiecień był, nie marzec. Wyjęliśmy rowery. Radek zrobił szybki serwis. Umył je, nasmarował, koła dopompował. Podniósł Julkowi siodełko i kierownicę. Mogliśmy jechać. Na rozgrzewkę wybrałam krótką trasę. Do kina w Sulejówku po bilety. Na seans pojechaliśmy już autem. Dzień wtedy szybciej się kończył. A kończąc zabierał całe ciepło.


Nasza rozgrzewka nadal trwa. Julek narzeka, że długo i wszystko go boli. Marudzi, ale chętnie wsiada na rower. Kręcimy krótsze i dłuższe trasy. Pracujemy nad lepszą formą, żeby już niedługo znów pojechać do Warszawy i poznawać ją z pozycji rowerzysty. Oboje chcemy takich wycieczek. Zatem ciąg dalszy na pewno nastąpi.