Niedziela Palmowa.
Plac przed wejściem do kościoła. Stosowne modlitwy, czytanie i pieśni. Uroczysty nastrój. Wreszcie ksiądz Michał wchodzi między dziatwę, żeby święcić palemki, które na tę okazję wyciągnięte są wysoko w górę. Las kolorowych stroików.
Zalega pełna skupienia cisza tak, że słychać upadające krople święconej wody, a ksiądz szczodrze święci. Nagle Julek intonuje swoją pieśń. Rozlega się głośne i wyraźne "Sto lat, sto lat".
Sześć lat temu płakałam, że zespół Downa.
Trzy lata temu godziłam się z tym, że Julek nie będzie gadał.
Półtora roku temu traciłam wiarę w życie bez pieluchy.
Przedwczoraj dusiłam śmiech. Wespół z tłumem ludzi obok. Życzliwie przyjęto wybryk Julka. :)
Czas płynie i zmienia wiele wokół. Nie na zawsze i do końca jest tylko do dupy.
Ładny, zgrabny, miły. Uśmiech pełen wdzięku. Twardy negocjator. Lubi postawić na swoim i wszystkich na baczność. Dynamiczny, z poczuciem humoru i buntem na wynos. A, ma zespół Downa. Ciągle o tym zapominam. Serio. Tylko jego rozwój i ciekawskie spojrzenia przypominają czasem, że ma. Przed państwem - Julek, młodszy brat Krzysia. Obaj to moi synowi. Dumna z nich ja!
Marto, cudowny Julek - "niech nam żyje 100 lat"!
OdpowiedzUsuńPopłakałam się, i ze śmiechu i nie tylko...
Dominika