Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Praca. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Praca. Pokaż wszystkie posty

środa, 20 listopada 2024

Matki Pingwinów

Gdy półtora roku temu brałam z Julkiem udział w zdjęciach do serialu "Matki Pingwinów" na korytarzu szeptało się, że to serial dla platformy Netfliks. Nikt z ekipy ani nie potwierdzał ani nie zaprzeczał tym plotkom. Byliśmy tylko statystami, których zatrudniono do "zagrania" w tle.

Ponad tydzień temu miniserial (6 odcinków) zagościł na platformie, zdobywając ją szturmem. Mogłabym napisać- nic dziwnego - świetnie się ogląda. Tyle że przecież temat nie filmowy. Na serial to wydaje się w ogóle ryzykowny. Przyznam od razu - najpierw zaczęłam oglądać, niecierpliwie poszukując Julka i siebie. Za chwilę zapomniałam o nas, pięknie dałam się wciągnąć w fabułę. Świat rodziców niepełnosprawnych dzieci. Mój świat. Wiodą autyzm (prawdopodobnie Asperger), zespół Downa, dystrofia mięśniowa i bliżej niezidentyfikowana wada genetyczna. Każdy z rodziców jest na innym etapie akceptacji.

Zespół Downa jest do zdiagnozowania od ręki. Widać gołym okiem. Badanie kariotypu to czysta formalność. W wielu przypadkach na postawienie diagnozy trzeba czekać. Nie wszystko jest takie oczywiste. Niepewność, strach, przeczucie, przekonanie, że coś jest nie tak z moim dzieckiem, oczekiwanie na potwierdzenie (lub zaprzeczenie tym przeczuciom) rozłożone może być na tygodnie, miesiące, lata. To jakby ktoś powoli, cierpliwie pozbywał człowieka nadziei i tchu. Tortura, której uniknęłam. Jedno uderzenie, jeden szok, jedno pozbieranie się.

Niepełnosprawność jest różna. Różne ma potrzeby i wymaga zaangażowania rodzica na różne sposoby. Każdą niepełnosprawność łączy wspólny mianownik, ten z orzeczenia o niepełnosprawności - glejtu, absolutnego must have, cholernej przepustki do systemu opieki zdrowotnej, rehabilitacyjnej, terapeutycznej, systemu oświatowego, kulturowego itp. Brzmi tak: wymaga konieczności stałej lub długotrwałej opieki lub pomocy innej osoby w związku ze znacznie ograniczoną możliwością samodzielnej egzystencji. Brzmi okropnie, prawda? Beznamiętnie i bezosobowo. Film to zmienia. W serialu rządzą kobiety i jeden facet. Pełnokrwiści, narowiści, ekscentryczni, szarzy, neurotyczni, wymięci, waleczni, zwyczajni, prawdziwi.

Masza Wągrocka w roli matki, która z wypierania autyzmu u syna przekształca się w osobę, która zaczyna mierzyć się z taką rzeczywistością, jaka jest, a nie tą, którą chce kreować, wypada przekonująco. Staje się matką-wojowniczką. Barbara Wypych - matka Toli z zespołem Downa - irytująca, lekko natchniona instamama, z wygodnym życiem zarabianych pieniędzy przez męża (świetny Piotr Głowacki), daje się w końcu poznać jako wrażliwa i dobra dziewczyna, autentycznie chcąca pomagać innym. Polubiłam ją. Bardzo. Doskonała Magdalena Różdżka - zmęczona, styrana, dyżurująca przy synu 24h na dobę. Wyłapuję jej serdeczny uśmiech, gdy wędruje z dzieciakami na szkolnej wycieczce szlakiem górskim. Przez chwilę jest w miejscu z poprzedniego życia, które musiała zostawić. Pojawił się fantastyczny syn, ułomny gen, niesprzyjające okoliczności i zmiana o sto osiemdziesiąt stopni. Bywa i tak.

Dobrze się to wszystko ogląda. Serial wzrusza, rozśmiesza, porusza. Tyle trafnych spostrzeżeń, tyle prawdy z życia rodzica ON, mimo że przefiltrowanych przez magię filmu. Kobiety, których życie determinuje niepełnosprawność dziecka. Kobiety, których życie determinuje macierzyństwo. Każda z nas może znaleźć w bohaterkach kawałek siebie. To, na ile rezygnujemy z siebie, ile poświęcamy, jak poszukujemy równowagi między byciem mamą a kobietą (czy to się w ogóle udaje?), jak próbujemy znaleźć swoją osobistą przestrzeń, która nie pozwala nam zwariować, daje wytchnienie i siłę na kolejny dzień. I kolejny. I jeszcze kolejny. W tym właśnie jest bardzo uniwersalny ten film.

Ciekawa jestem, jak odbierają ten serial osoby spoza branży? Naszej, rodziców ON, branży?


Post Scriptum

Julek wziął udział w czterech dniach zdjęciowych, w dwóch lokalizacjach. Byliśmy statystami w dwóch scanach z aktorami. Pamiętam te sceny, mimo że od zaplecza wyglądały inaczej i w filmie wyglądają inaczej. Nie ma nas. Miałam świadomość, że w trakcie montażu wszystko się dzieje i zmienia. Aktorzy grający epizody znikają, a co dopiero statyści. Taki jest świat filmowy. A jednak trochę to rozczarowujące. W trzecim odcinku, na samym początku pojawiamy się z Julkiem, rozmazani w tle. Wyzwanie dla bystrego oka. :) Choć niewspółmiernie mało nas w stosunku do naszego zaangażowania w zdjęcia, to warto było. Wzięliśmy udział w naprawdę fajnym projekcie.




czwartek, 31 sierpnia 2023

Plan filmowy (2)

Było tak.

środa, g. 13:00, centrum Warszawy

Jesteśmy punktualnie. Trwają ostatnie ujęcia przed przerwą obiadową. Mamy czekać. W holu na niedużych sofach siedzą dzieci, osoby dorosłe. Łapiemy miejsce obok starszej pani. Przyprowadziła tu wnuczkę. Wyjmuję uno junior. Rozgrywamy partyjkę. Jedną, drugą. Czas mija. Pojawia się więcej osób. Dużo dzieci. Również ekipa filmowa. Zaczyna się przerwa. Mamy godzinę. Julek też może zjeść obiad. Nie jest jednak głodny. Upalnie. Duszno. Zabieram więc go na lody. Przy okazji zaliczamy niedługi spacer. Trzeba wypełnić czymś te puste minuty oczekiwania. Potem okaże się, że to nie minuty, a godziny. Dziękuję sobie za wrzucenie w ostatniej chwili do torby tabletu Julka. Teraz spokojnie czeka, oglądając ściągnięte filmy na Netfliksie. Ja zaczynam nerwowo chodzić. 15:00, 16:00, 17:00… Po czterech godzinach zostajemy wezwani na plan. Nareszcie.

Plan jest na piętrze. Dzisiaj mamy odegrać scenkę, w której odprowadzam Julka do klasy. W drzwiach stoi nauczyciel. Udajemy, że rozmawiamy. Na dany znak nauczyciel przejmuje Julka, wprowadza go do klasy, a ja wracam. Wokół nas wielu statystów. Każdy z nich ma coś do zagrania. Wszystko musi tworzyć udaną całość. Po każdym ujęciu korekta, powtórka, zmiana czasu, wejścia, wyjścia. Musi być dobrze. Satysfakcjonować reżysera. Rozumiem i wracam na pozycję wyjściową. Gorzej zrozumieć to Julkowi. Nie ma czasu na wyjaśnienia, tłumaczenia, oczekiwanie na chęć Julka.  Nikt mi nie pomaga. To moja, matczyna rola. Ujarzmić i odpowiednio zmotywować Julka. Najtrudniejszy moment w całej przygodzie. Tłumaczę, proszę, szarpiemy się, kłócimy. Wreszcie obiecuję nagrodę. Puszkę coca-coli. Słodki, gazowany napój staje się zbawcą sytuacji. Tak, wiem. To zawoalowane przekupstwo. Nie wgryzam się w etyczną stronę mojego postępowania. Ważna jest skuteczność. Po kilku akcjach, powrotach na pozycje wyjściowe, migoczącej w tle coca-coli, Julek wreszcie wchodzi na śrubę. Zaczyna działać jak dobrze naoliwiona maszyna. O 18:20 opuszczamy teren zdjęciowy. Wracamy do domu. Po drodze do metra kupuję synowi nagrodę. Dzierży w dłoni jak trofeum. Mówi, że napije się w metrze. 

czwartek, godz. 13:45, centrum Warszawy

Julek nie oponuje, że mamy jechać. Chętnie wsiada do skm-ki, przesiada się do metra. Już wie, że jedziemy trzy przystanki, a potem przesiadka na drugą linię i jeden przystanek (remont torów kolejowych w Warszawie powoduje perturbacje, skm S2 dojeżdża tylko do Warszawy Stadion, gdzie mamy możliwość przesiadki na metro). Docieramy punktualnie. Trwa już przerwa obiadowa. Jest zdecydowanie mniej ludzi niż dzień wcześniej. Mnóstwo miejsca na sofach. Julek nie zdąży się dobrze rozsiąść, a przerwa kończy się i jesteśmy wezwani na plan. Godzina czekania. Tylko. Dzisiaj jesteśmy w sercu powstającego filmu. Obok aktorki, główni dziecięcy bohaterzy. Kamerzyści, dźwiękowcy, asystenci reżysera, reżyser, technicy planu, sprzęty. Spory tłum ludzi. Magia. W odpowiednim momencie mam ruszyć z Julkiem z szatni (odbieram go ze szkoły). Po drodze pomachać do „znajomego” rodzica, który odbiera swoje córki. Schować się za rogiem i czekać na powtórkę. Julek namierza kobietę z tabletem, na którym widać, co dzieje się na planie. To mama małego aktora, głównego bohatera. Zaprzyjaźnia się z kobietą. I gdy tylko powtarzamy scenę, siada obok i zaczarowany patrzy w ekran. Dzisiaj nie ma większych zgrzytów. Może bliskie sąsiedztwo filmowców mobilizuje Julka. Może już znajomość reguł. A może nagroda, o którą upomniał się na samym początku. Sam sobie uporządkował ten dzień: - Mama, akcja, do domu i cola. Dobra? To był naprawdę fajny dzień zdjęciowy. Plan opuszczaliśmy o 17:20.

Plan filmowy to w dużej mierze....

.... czekanie....

... czeeeeekanie....

... cze-ka-nie...

... i czekanie. Julek był w tym dobry.

piątek, godz. 16:00, jak zwykle centrum Warszawy

Wchodzę i dostrzegam dziewczynkę z zespołem Downa. Za chwilę pojawia się kolejna. Jej mama siada obok nas. Zaczyna ze mną rozmawiać. Ukrainka z Kijowa. Dobrze mówi po polsku. Dobrze nam się rozmawia. Waria, jej jedenastoletnia córka zaczyna z Julkiem oglądać „Sing” na Netfliksie. Dzieci dogadują się, my snujemy niespieszną pogawędkę. Po jakimś czasie, nawet nie wiem, jakim, pojawia się dziewczyna z ekipy filmowej i zabiera wszystkie dzieci na górę. Julek spogląda na mnie i pyta: - A ty?. – Zostaję. – odpowiadam. Uśmiechnął się, pomachał i poszedł. I to rozumiem. Taki plan zdjęciowy jest najlepszy. Jak na górze współpracował i jak się dogadywał, pozostanie dla mnie tajemnicą. Na pewno sobie poradził. Po niecałej godzinie schodzi do mnie uśmiechnięty i zadowolony. Wymieniamy się telefonami z Irą. Mamy nadzieję pozostać ze sobą w kontakcie. 

Julek z Warią

Bałam się tego, jak zareaguje Julek na oczekiwania wobec niego. Czy będzie potrafił się zmobilizować w odpowiednich momentach. Podejmie współpracę? Nie odmówi mi wyjazdów dzień pod dniu, bez przerwy?

Julek odnalazł się świetnie. Począwszy od podróży komunikacją publiczną z dwoma przesiadkami i prawie kilometrowym spacerem do docelowego miejsca (świadomie zrezygnowałam z wypraw samochodem), przez cierpliwe oczekiwanie na moment, w którym będziemy potrzebni na planie, samą współpracę na planie (poza początkowymi zgrzytami – zabrakło czasu na oswojenie się z miejscem i formą pracy). Sam sobie wypracował ogólny schemat: podróż – akcja – do domu – cola. Na zmienne tego, co pomiędzy poszczególnymi elementami schematu się działo, reagował dobrze. Potrafił elastycznie dostosować się bez scen i trudnych zachowań. Dojrzale. Bardzo doceniam postawę Julka.

Zarobił pieniądze. To była praca, za którą otrzymał wynagrodzenie. Dla osób niepełnosprawnych stawka za statystowanie w filmie wynosiła 500 zł brutto za dzień zdjęciowy, przy czym nie dłuższy niż sześć godzin. Nie zdarzyło nam się spędzić tyle czasu na planie. Założyłam więc Julkowi konto bankowe. Gdy wpłacałam pieniądze, pani zaproponowała, że w tytule przelewu wpisze „prezent”. Zaprotestowałam i z dumą odrzekłam, że to są zarobione pieniądze przez Julka.  

Każdy dzień był inny. Przynosił nowe zadania, pojawiały się nowe twarze. Zaskakiwał nas oczekiwaniami, cieszył nowymi znajomościami, wzbogacał nowymi doświadczeniami. Mogliśmy uczestniczyć w powstawaniu historii rozpisanej na odcinki, którą kiedyś obejrzymy, być może na Julka tablecie. Może dostrzeżemy siebie, gdzieś w tle, zaskoczeni tym, jak to wygląda na ekranie. Przypomnimy sobie, jak było na planie. Udana przygoda. Bardzo warto było. :) 

środa, 23 sierpnia 2023

Plan filmowy

Zdarzyło się w czerwcu. Na kilka dni przed zakończeniem roku szkolnego. Dostałam od koleżanki emaila, w rodzaju przekazanych dalej. 

Agencja Aktorska Sceneria szuka statystów - dzieci z niepełnosprawnością w wieku 6-14 lat na plan filmowy nowopowstającego serialu "Matki Pingwinów". Zdjęcia ruszają 24 czerwca, potrwają trzy miesiące, plan filmowy w Warszawie. Osoby zainteresowane prosimy o przesłanie zdjęcia, z podaniem imienia, nazwiska, wieku kandydata i numeru telefonu. 

Nie od razu wysłałam. Prawdę powiedziawszy wiadomość zignorowałam. Natłok spraw innych, ważnych, nieskończonych, rozpoczętych, kolejnych, jeszcze następnych. Nie miałam siły na nowe. Dwa dni później wróciłam do tematu, wysłałam pierwsze zdjęcie Julka, jakie znalazłam w telefonie. Następnego dnia miało być zakończenie roku w szkole. Po godzinie zadzwonił telefon. Biorą Julka. Proszę wypełnić formularze dla Państwowej Inspekcji Pracy. Zaraz prześlemy. Zgoda rodziców, zgoda dyrekcji szkoły, zgoda lekarza rodzinnego, zgoda psychologa, ale takiego z pieczątką poradni psychologiczno-pedagogicznej. Zrobiło mi się słabo. Ledwo wyszłam z poprzednich spraw, a tu wysypuje mi się piękny komplecik nowych.

Głęboki wdech. I dobra - rodzice formalność, dyrektor - jutro, przed apelem, lekarz - będziemy się w lipcu widzieć. Psycholog? Najtrudniejsza sprawa. I w tym momencie olśnienie. Przecież Julek był diagnozowany przez psychologa w ppp wiosną, do orzeczenia o kształceniu specjalnym na kolejny etap szkolny. Po uroczystościach w szkole wsteczny, przyspieszenie i po kilku minutach byliśmy pod poradnią. Psycholog nie było, ale dostałam wszystkie potrzebne informacje. Napisałam emaila do pani psycholog. Przywołałam numer orzeczenia, przypomniałam, że badała Julka w marcu, wyjaśniłam, o co chodzi i wysłałam. Uda się albo nie uda. Udało. Tydzień później dostaliśmy zgodę wystawioną na podstawie wiosennego badania. Formalności przebiegły bez zgrzytów. 

W sobotę, 24 czerwca Julek po raz pierwszy znalazł się na planie filmowym. Potem dostaliśmy zaproszenie na zdjęcia w lipcu, z których musieliśmy jednak zrezygnować ze względu na zaplanowany wyjazd w góry. Nie zraziło to ekipy filmowej. Przed wyjazdem dostałam smsa z zaproszeniem na wyjazd do jury krakowsko-częstochowskiej na początku sierpnia. Ostatecznie nie pojechaliśmy. Reżyser ograniczył liczbę dzieci biorących udział w zdjęciach na wyjeździe. Potem jeszcze kilka razy wszystko się zmieniało. Końcem końców Julek na planie filmowym spędził trzy dni w sierpniu. I były to trzy bardzo różne dni. Ale o tym następnym razem. 

Jak serial to serial. ;) Odcinki muszą być.





środa, 25 września 2019

Plan zdjęciowy

Wszystko potoczyło się błyskawicznie.

Najpierw było ogłoszenie o castingu. Na naszym Forum Zakątek 21.

„Poszukiwany jest chłopiec z zespołem Downa w wieku 8-11 lat najlepiej z psem do płatnego udziału w reklamie Ministerstwa Inwestycji i Rozwoju. Kampania współfinansowana z Funduszu Spójności Unii Europejskiej.” Dalej szczegóły.

Potem zachęcona doświadczeniem rodziców starszych dzieci z zespołem Downa postanowiłam przesłać na podanego e-maila wymagane zdjęcia. Julek bez nakrycia głowy i sylwetka Julka. Dorzuciłam do tego fotkę Julka z Kilką. Poszło.

Jeszcze tego samego dnia zadzwoniła do mnie Małgorzata Paprocka z Grupy XXI, prowadzącej casting. Julek idealnie wpasował się w typ dziecka, którego poszukiwali. Na ostateczne potwierdzenie (decyzję miała podjąć produkcja) miałam poczekać kilka dni. Aż któregoś poranka odebrałam telefon z zaproszeniem nas (Julek, Kilka, opiekun) na plan zdjęciowy.

I wtedy dopiero poczułam stres. Zasadniczo Julek jest przewidywalny w swoich zrachowaniach, ale nowe miejsce, nowi ludzie, nowe wyzwania – reakcja mogłaby być różna (od wycofania przez niepewność aż po odmówienie współpracy). O Kilkę postanowiłam martwić się później. Dzień przed zdjęciami zadzwonił do mnie reżyser, który opowiedział mi, jak będzie wyglądał plan filmowy (nieduża kamera, dyskrecja, stworzenie warunków, w których bohaterowie mają zachowywać się naturalnie), wypytał o Julka możliwości, uspokoił mnie. A słowem klucz był: plac zabaw. Tam miało się wszystko zacząć.

W dzień zdjęć przyjechała po nas taksówka. Zabrała na plac zabaw w parku przy muzeum Nałkowskich w Wołominie. Był chłodny poranek, słoneczny. Julek, któremu opowiadałam wcześniej o tym, co nas spotka tego dnia, jechał podekscytowany. Plac zabaw uśmiechał się do niego i był na wyciągnięcie ręki. Kilka też machała ogonem.

Pierwsze spotkanie z ekipą. Ulga. Mili, sympatyczni ludzie. Informujący o wszystkim, dbający o nas, nie wyłączając naszego kundelka. Spotkanie z Igorem Wachudą-Neską, który wcielał się w postać głównego bohatera. Żywy, urodziwy dziesięciolatek, niezwykle sympatyczny. Szybko zostały przełamane pierwsze lody. Nie było czasu na stres. Plac zabaw to w zasadzie naturalne środowisko mojego syna. Odnalezienie się w nowym miejscu nie zajęło mu pięciu minut. Penetrował teren z prędkością światła. Musiał wszystkiego dotknąć, wszystko spróbować. Trochę zadrżałam przy rurze. Zjawiskowej, długiej, żółtej rurze. Kuszącej bardzo. Dał sobie jednak wytłumaczyć, że raczej nie zjedzie na niej, bo cała jest mokra na dole. Nie robił awantury. Zrozumiał sytuację, choć tak normalnie nie potrafi przejść obojętnie obok żadnej rury. Pozytywnie nastawiony, był absolutnie gotowy na przygodę z filmem. ;) Reżyser wzrostem i ujmującym sposobem bycie błyskawicznie wyrobił sobie u Julka autorytet. Usłyszałam tylko: - Mama, idź. I syn mój poszedł z ekipą. Ja tylko w całkiem sporym oddaleniu mogłam ze spokojnym uśmiechem przyglądać się temu, co robi Julek.

Była jeszcze trójka dzieci, które w niektórych scenach miały wspólnie bawić się z Julkiem i Igorem. Na początku, na rozgrzewkę reżyser zainicjował grę w piłką nożną. Kamera poszła w ruch. Dzieci biegały, Julek strzelał gole. Najpierw nieśmiało, niepewnie, potem z taką siłą, że piłka wpadła do stawu. Przerwa. :D

Kolejna scena. Igor z Julkiem skradają się w chaszczach, szukają skarbu. Reżyser tłumaczy, co mają robić. Wyciąga z kieszeni kartę z piłkarzami. Mówi: wyobraźcie sobie, że tego szukacie. Kładzie kartę na ziemi. Akcja! Julek idzie, wyciąga kartę i woła szczęśliwy: mam! Do powtórki ;) Szukacie skarbu, nie karty. To już poziom abstrakcji. Julek odbiera świat bardzo wprost. Reżyser się jednak nie zraża. Wie, jak pracować z dziećmi.

Potem sceny zabawy z Kilką. Mija półtorej godziny. Julek zaczyna być zmęczony. Chce robić to, na co on ma ochotę. Przerwa na frytki. Nie chce wracać do zabawy (pracy). Tłumaczę mu, co jeszcze będzie musiał zrobić, że to krótki wysiłek, że pojedziemy potem do szkoły (nie jego), z której wybiegać będzie z dziećmi i wrócimy do domu.
- Z Kilką? – upewnia się mój syn.
- Tak. – zapewniam.
Julek mobilizuje się. Wraca do pracy. Zaskakuje mnie swoją dojrzałością. Duma mnie rozsadza. W środku. Na zewnątrz niewiele widać.

I rzeczywiście jeszcze dwie ostatnie sceny na placu zabaw. Ładujemy się do filmowego kampera Wszystkie dzieci, dwójka rodziców, pani Małgosia i dwie osoby z ekipy produkcyjnej. Julek szczęśliwy woła: na wycieczkę! Jedziemy do Mokotowa, gdzie kręcenie scen wybiegania ze szkoły nie zajmuje dużo czasu. Wreszcie upragnione zdanie: - Mamy to! I możemy wracać do domu.

Reklama będzie w emisji od 7 października.






Julek, Igor Wachuda-Neska i Kilka