czwartek, 31 grudnia 2020

Koniec i początek

U nas domówka na całego. Wzbogacona wyłącznie o kolegę Krzysia (dorasta mi syn coraz bardziej). Julek właśnie zasypia, Radek ogląda kabaret (stare Paranienormalni), Kilka chodzi zestresowana po całym domu, ja piszę posta.

W mijającym roku najwięcej doskwierało mi mocne ograniczenie spotkań towarzyskich. Zwyczajnych, na grillu, na spacerze, na tarasie, na lodach, na rowerze. Bez masek, bez strachu że może noszę wirusa i zarażę albo że sama się zarażę.

Poza tym ten rok obszedł się z nami łagodnie. Przeżyliśmy go w zdrowiu. Zaczynaliśmy rok z długą listą czasochłonnych i niełatwych zadań. Wykonaliśmy w zasadzie wszystkie. 

Przed nam Nowy Rok. Nowe wyzwania. Nowe zadania. Stara, znajoma niepewność. I cień pandemii, która trwa. Życzę sobie i Wam, aby to, co zacznie się za godzinę i trochę, było początkiem  dobrej przygody. Żeby nie opuszczało nas zdrowie, uśmiech i optymizm. A przy tym dopisywało szczęście. W tym wszystkim jednak najważniejsza jest miłość. 

Szczęśliwego!



środa, 30 grudnia 2020

Święta

Udało się nam święta spędzić z rodzicami, w Bielsku. W tym roku nic nie jest oczywiste, więc do samego końca nie byłam pewna, jak się nasze plany ułozą. Żeby już nic nieprzewidzianego nie wypadło, tak na wszelki wypadek, w dniu wyjazdu obudziłam towarzystwo (łącznie z Kilką) o piątej i wyruszyliśmy, zanim Warszawa przebudziła się ze snu.
Dni pomknęły jak podróż. Szybko. Nie wiadomo kiedy. Wiadomo jak. Intensywnie. Tak bardzo mocno. Tak bardzo razem. 
Była uroczysta kolacja, spotkanie na skypie z rodziną, prezenty (a jakże!), wykradane, bez deszczu momenty na spacer, pyszne pierniczki i orzechowiec, planszówki (Tangram dla najmocniejszych i najodważniejszych, Pytaki dla całej rodziny). Dopiero w drugi dzień świąt mogliśmy wyskoczyć z domu na dłużej. Wybraliśmy Bielsko, żeby się po nim powłóczyć. 











wtorek, 22 grudnia 2020

Dziękujemy!

Fundacja Dzieciom "Zdążyć z Pomocą" zakończyła niedawno rozliczanie wpłat z 1% podatku za 2019 rok. Na subkonto Julka wpłynęły środki, dzięki którym będziemy mogli zorganizować Julkowi w przyszłym roku turnus rehabilitacyjny. 

Od lat nas wspieracie. Niezmiennie jesteśmy Wam wdzięczni. Poczucie, że nie jesteśmy sami w pokonywaniu ograniczeń Julka, bardzo dodaje nam sił w zmaganiu się z tym, co możemy zmieniać i akceptowaniu tego, na co nie mamy wpływu.

Julek to fantastyczny gość, który wymaga wsparcia w nauce samodzielności. Posiada potencjał, z którego trzeba wycisnąć ile się da, żeby w przyszłości potrafił jak najwięcej. Działamy w domu, działamy w szkole, działają terapeuci. Wyjazdy na turnusy aktywizują Julka, wydobywają jego umiejętności, wskazują braki, nad którymi możemy i chcemy pracować. 

Bycie z Julkiem to piękna przygoda. Wymagająca, chwilami trudna, przypominająca syzyfowe prace, intrygująca i wiele ucząca. Dziękujemy, że w niej uczestniczycie. Że ją współtworzycie. 



piątek, 11 grudnia 2020

Na froncie

Z naszego frontu.

Donoszę.

Julka szkoła wróciła do stacjonarnych zajęć. Julek pozostał w domu. Uczymy się według własnego planu. Powtórka sylab ma-me-mo i pa-pe-po. Liczenie. Pisanie. Czytanie. Mam dużo pomocy od wychowawczyni Julka, które dostałam w listopadzie. Korzystamy z nich.

Decyzja o pozostawieniu Julka w domu była o tyle łatwiejsza, że jego wychowawczyni jest chora i pozostanie w domu do świąt. Życzymy Pani Edycie moc zdrowia!

Inaczej było wiosną. Inaczej jest teraz. Wtedy koronawirus był abstrakcją, teraz chorują znajomi, bliscy, rodzina. Kuzyn walczy o życie. Wirus stał się namacalny. Jest obok. Nieprzewidywalny w swoim przebiegu. Nieprzewidywalny w skutkach po wyzdrowieniu. Ograniczamy więc ryzyko zakażenia. Dwa tygodnie bez szkoły nie zbawią Julka. A potem cały miesiąc przerwy. Będę ją wypełniać zabawą z elementami nauki. Żeby wypracowane umiejętności nie przepadły. Julek musi systematycznie ćwiczyć liczenie, czytanie, pisanie, mówienie. 

Ja. Ja na tydzień wracam do stacjonarnej pracy. A ponieważ ograniczony mam kontakt z ludźmi, obowiązek, który mnie wzywa, dokona się zdalnie, więc nie martwię się, że przywlokę chorobę. Święta chcemy spędzić z babcią Krysią i dziadkiem Ludwikiem. 

Tymczasem obok obowiązków ("bez uczyć" nieco wyblakło, teraz jest "mama, uczyć? Mało?") zdarzają się niespodzianki. Koperta w skrzynce. A w niej upominek od św. Mikołaja dla Julka. Układanie puzzle to połączenie przyjemnego z pożytecznym. Julek dał się porwać układance. Dziękujemy Mikołaju! :)

Nadal nie przywiązuję się do planów. Pandemia zmieniła optykę.






sobota, 5 grudnia 2020

Drzewo

Idzie dziecko do swojego pokoju. Słychać, jak wyrzuca klocki, gada, inicjuje zabawę. Włącza piosenki, mikrofon, śpiewa. Przesuwa krzesło. Wysypuje pudełko z zabawkami. Coś układa. Opowiada po swojemu. I nagle cisza. Cisza. Cisza? Cisza!!!!!

Znacie to?

Zajęta sprzątaniem, reaguję dopiero na nagłe poruszenie. Kurs między łazienką a pokojem. Leci woda. Lecę też ja. Po dwa schody. Susami jestem na górze. Julek z miną niewiniątka chowa za plecami ścierkę. Rzut okiem po pokoju. Ozdobione szuflady, pomazane biurko, ściana. I drzewo na ścianie. - Gruszki, mama. Towarzystwo grzecznie usadowione na kanapie z zaintersowaniem przygląda się ekperymentom Julka. 

Gniewać się na porysowane ściany, czy cieszyć z kreatywności dziecka? ;)


Drzewo zostawiamy. Bohomazy z szafek i ścian Julek zmywa. 

czwartek, 3 grudnia 2020

List(y)

Gdy dwa tygodnie temu rodzinnie pisaliśmy listy do św. Mikołaja (zarządzenie było odgórne - każdy ma napisać/narysować swój list), Julek ochoczo wziął się za rysowanie. Rysował i zamawiał. Konkretnie i na temat. Skupił się na treści, niekoniecznie formie.
Wyszedł list tak:
 

Gdy pani Edyta poprosiła o napisanie listu do św. Mikołaja, wykorzystałam historię, żeby popracować z Julkiem nad formą. Niektóre literki Julek zna, a te których nie zna, może przecież napisać po śladzie. Z samodzielnym rysowaniem też nie idzie Julkowi najlepiej, rysowaliśmy więc równolegle. Ja wzór na swojej kartce, Julek odwzorowanie na swojej. Nieznanym literkom wytoczyłam ślad, Julek dokończył resztę. List wyszedł tak:


Widać różnicę.
Chciałabym jeszcze o podpisie. Julek swoje imię czyta globalnie. Napisać samodzielnie nie potrafi. Musi mieć wzór. I wtedy literka po literce (poza u, e, których uczył się pisać), patrząc na kolejne znaki graficzne, napisze swoje imię. 
Ograniczenia Julka są namacalne. Długa przed nami droga, której końcowy efekt pozostaje zagadką. 


środa, 2 grudnia 2020

Matematyka

Przy różnych okazjach ćwiczę z Julkiem liczenie. Na stole w misce leżą banany.

- Julek, jest jeden banan, Krzyś przyniósł drugiego, to ile jest razem bananów?

- Jeden, dwa. - liczy Julek. - Dwa. 

Dobrze. Zjadłeś jednego banana, to ile ci zostało?

- Jeden. - oznajmia triumfalnie. 

- A jak tego zjesz, to ile zostanie?

Julek zastanawia się. Zastanawia. I stwierdza:

- Minął. Koniec.

Julkowe zero inaczej wygląďa. Matematycznie jednak wszystko się zgadza.

czwartek, 26 listopada 2020

Podróż

Poranek za oknem przywitał nas słońcem i szronem. Julek zobaczył i zawyrokował:

- Mama, śnieg!

A potem już tylko słyszałam: "Pasterze śpiewają, bydlęta klękają, cuda cuda ogłaszają".

To się nazywa podróż do przyszłości. Przeskok o miesiąc. 

środa, 25 listopada 2020

Nauka zdalna

Mieliśmy z Julkiem wrócić w tym tygodniu do stacjonarnej pracy (ja) i szkoły (Julek). Nie zdążyliśmy. W piątek dogoniła mnie wiadomość, że szkoła Julka (w związku ze wzrostem zachorowań wśród kadry i dzieci) przechodzi w tym tygodniu na tryb zdalny. Jęknęłam. Powiadomiłam pracodawcę. Pracodawca bez szemrania wyraził zgodę na kontynuację przeze mnie zdalnej pracy. Do szczęścia zawodowego potrzeba mi tylko komputera, internetu i vpn. 

Zmienił się też w tym tygodniu sposób nauki Julka. Od wczoraj wychowawczyni Julka łączy się z klasą w dwóch, półgodzinnych turach na zoomie. Pierwsza lekcja trwa od 9:00-9:30, druga po piętnastominutowej przerwie od 9:45 do 10:15. Dzień wcześniej pani Edyta przesyła nam listę materiałów i przedmiotów potrzebnych do zajęć. Usystematyzowane działania pozwalają ogarnąć dobrze poranek. Julek też lepiej jest zmotywowany. W końcu ma lekcje, "prawdziwe" jak Krzyś. 

Dzisiaj była kontynuacja tematu warzywa. Dzieci miały układać w skrzynkach ten sam gatunek warzyw i je policzyć. W drugiej części obierały ogórka i kroiły go. A jeszcze potem była powtórka sylab PA-PE-PI itd.

Wszystko jednak zaczęło się od piosenki o dniach tygodniach.

"Tydzień" 
słowa: A. Kornacka, muzyka: J. Zając

Poniedziałek klaszcze w ręce.
Wtorek tupie coraz prędzej.
Środa po nosie się drapie.
Czwartek muchy sobie łapie.
Piątek idzie zwiedzać miasto.
Sobota ugniata ciasto.
A niedziela pisze w księdze:
Poniedziałek ….klaszcze w ręce.
Wtorek ……tupie coraz prędzej.
Środa …..po nosie się drapie.
Czwartek …..muchy sobie łapie.
Piątek …..idzie zwiedzać miasto.
Sobota ……ugniata ciasto.
A niedziela …..pisze w księdze:

Dzieci zeszły do poziomu podłogi i śpiewały z panią Edytą. 


Dni tygodnia powtórzone. Można zabrać się do podpisywania listy obecności. Najpierw tylko trzeba znaleźć właściwy dzień tygodnia.



To teraz czas na właściwą część lekcji. Pani czyta wiersz o kucharce, która z ziemniaków, buraków, marchewki, selera, pietruszki i kapusty robi zupę. Za każdym razem, gdy pojawiają się ikonki warzyw, wskazany uczeń, musi je nazwać. Kapusta, marchewka i buraki są znane Julkowi. Pietruszka, seler i ziemniaki rzadsze w użyciu, więc trudniej zapamiętać. Gdy zupa się gotuje, można zabrać się za porządki. Wszystkie warzywa (wczoraj wieczorem wydrukowane, pokolorowane, bo drukarka czarno-biała i wycięte) czekają, żeby je poukładać w skrzynkach, a potem policzyć. Robota wre.





Koniec pierwszej lekcji. Przerwa na toaletę, wypicie wody z sokiem i zaczynamy drugie spotkanie. Potrzebne są ogórek, obieraczka, deska do krojenia, nóż i talerzyk. Czas na odznakę asystent kucharza. Julek ochoczo bierze się do obierania ogórka. Robi to metodycznie, sprawnie, dokładnie, bez uszczerbków na ciele. Kolejny etap - krojenie. Koniec sesji. Z paparazzi przekształcam się w nadopiekuńcza matkę, która asystuje dziecku. Noże w naszym domu ostre jak brzytwa, a ogórek śliski jak piskorz. Łatwo o skaleczenie. Dbam, żeby nie było. Plasterki Julka nadają się do przegryzki, na pewno nie do mizerii. Ale palce całe. Mniam. Chrupiemy ogórka. Julek - skąpiradło wredne - krzyczy - Mama, nie całe. Wychowawczyni się śmieje.






Gdy przekąszamy ogórka, internet nas wyrzuca z sieci. Ponowne próby połączenia trwają długo. Zdążamy na końcówkę lekcji. Pani Edyta prosi jednak Julka, żeby poczytał przygotowane sylaby. Julek czyta. Koniec lekcji.

Wiadomo, że nic nie zastąpi zajęć w szkole. Ale jak się nie ma, co się lubi, to się lubi, co się ma. Lekcje on-line z panią Edytą skupiają uwagę uczniów. Dzieciaki słuchają, pracują, uczą się w przyjaznej atmosferze.

poniedziałek, 23 listopada 2020

Uczeń

Często słyszę, jakie to szczęście, że Julek ma Krzysia - starszego brata. Tyle go uczy. Jest wzorcem dla Julka. Napędem na cztery koła. To wszystko prawda. Niezaprzeczalnie.

Są jednak sfery, a na pewno jedna, w której to Julek jest mistrzem, a my jego uczniami. Doskonale wyczuwa nasze nastroje, nawet te skrzętnie ukryte pod maską uśmiechu. Gdy ciężko na duszy, Julek o tym wie i reaguje. Spontanicznie. Niewymuszenie. Prosto ze swojego serca. 

Jak reaguje? Uśmiechem. Przytuleniem. Wyznaniem "Kocham". Albo stokrotką.


Krzysiek patrzy, obserwuje i naśladuje. Uczeń Julka.


Bądźmy jak Julek. Te drobne gesty, proste i w naszym zasięgu są okruchami życzliwości. Ale to od nich zaczyna się dobra relacja z drugim człowiekiem. 

wtorek, 17 listopada 2020

Liczenie

Wśród książek, które w ubiegłym tygodniu odebrałam ze szkoły od wychowawczyni Julka, znalazła się pozycja "Wielka księga matematyki. Bawię się i uczę" z prostymi rysunkowymi zadaniami na poziomie przedszkolnym (dla starszaków). Oprócz więc ćwiczenia czytania sylaby MA-ME-MI itd. i wprowadzenia PA-PE-PI itd. zaczęłam robić z Julkiem zadania z książki przekazanej przez panią Edytę. 

Liczenie Julek ma całkiem nieźle opanowane (poza wiosennym przejściowym załamaniem umiejętności liczenia do pięciu, które nagle wróciło do czasów sprzed szkoły i wyglądało tak: 1-2-4; trzy zniknęło, wyparowało i nie trzymało sztamy z Julkiem). Aktualnie więc Julek liczy biegle do sześciu. Do dziesięciu musi być bardzo skonentrowany. 
Sporo gramy w planszówki, gdzie umiejętność  liczenia - zarówno kropek na kostce, jak i odpowienio pól do przejścia - jest na porządku gry. Przed nami jeszcze wprowadzenie abstraktu, czyli cyfry odpowiadającej właściwej ilości. Cyfra to symbol. Symbol to nie konkret. A Julkowi najlepiej pracuje się na konkretach. Niemniej pracujemy i nad tym (ostatnio nowa gra planszowa "Przez Afrykę" nieco nas wspomaga w tym temacie).

Wracając do wielkiej księgi matematyki. Podeszłam do zadania systemowo i po kolei, strona po stronie pracowałam z Julkiem aż dotarłam do zadania połącz liście od największego do najmniejszego. Prosta sprawa. Bułka z masłem. Julek doskonale wie, co jest duże, a co małe. Stopniowanie to przecież naturalna konsekwencja mały-duży. Otóż zaliczyłam zonk! Szybko zorientowałam się, że Julek nie rozumie "największy" - "najmniejszy". Sam nie przeprowadzi procesu myślowego. Muszę mu na tacy podać wzorzec. Gdy go już opanuje, wie co dalej robić. Wynajduję więc w domu przedmioty, które można układać od największego do najmniejszego i odwrotnie. Ćwiczymy.

W książce trafiliśmy też na zadania z serii: narysuj tyle kulek, aby w każdym kolejnym pudełku było o jedną kulkę więcej. Samo już polecenie to kosmos dla Julka. Wielopoziomowe. Przeniosłam więc zadanie z poziomu książkowego na stół. Wyciągnęłam z zakamarków starej szuflady zapomniany pojemnik, w którym schowana była nieprzebrana ilość szklanych kuleczek. Za pudełka robiły nieduże salaterki i dopiero na konkrecie mogłam Julkowi wytłumaczyć polecenie, a potem wprowadzać pojęcie "o jeden więcej". 

Dużo zabawy przed nami, zanim Julek ogarnie ten matematyczny temat. Wiem jednak, że coraz chętniej ja chcę z nim pracować i ćwiczyć. Nie że Julek z ochotą podejmuje rękawicę. O nie! Szczerze, to najczęściej stosuję szantaż: wyjdziesz do babci, jak zrobisz lekcje. W trzecim tygodniu samozwańczej izolacji domowej Julek sam już planuje swój dzień. Śniadanie-Hulk-uczyć-i do baby. Chcę mi się, bo Julek jest wdzięcznym uczniem. Wie, co i jak robić, gdy poda mu się odpowiedni wzorzec. Można z nim fajnie spędzić czas, o ile nauka będzie bardziej zabawą, choć musi że zabawą w skupieniu. A już najlepiej, jak odkryję motywację i Julek sam z siebie zaczyna pracować nie wiedząc nawet, że właśnie się uczy wbrew swojej afirmacji "bez uczyć". :)









poniedziałek, 9 listopada 2020

Zdalnie

W zasadzie przeszłam na pracę zdalną w tym samym czasie, co Krzysiek na lekcje on-line. Od dzisiaj zdalnie uczą się również uczniowie klas 1-3. Ten nakaz nie obejmuje jednak szkół specjalnych, do której chodzi Julek. W tych placówkach o trybie pracy decydują ich dyrektorzy. I dobrze, nauka dzieci niepełnosprawnych, szczególnie intelektualnie, rządzi się swoimi prawami. 

Pani dyrektor w szkole Julka zdecydowała – mimo trudności z kadrą – że szkoła będzie, dopóki jest w stanie, pracować w trybie stacjonarnym. Zostałam postawiona przed wyborem: 

  • wracać do stacjonarnej pracy (mam wybór) i wozić Julka do szkoły; 
  • pozostać na zdalnej pracy i wozić Julka do szkoły; 
  • pozostać na zdalnej pracy i pozostawić Julka w domu. 

Koronawirus szaleje. Strach, że dzieci się zakażą to jedno. Nie wiem, jak Julek zniósłby zainfekowanie covidem. Ma wadę serca, jest obciążony genetycznie, wprawdzie jego odporność jest na dobrym, a jak na dziecko z zespołem Downa – wyśmienitym poziomie, niemniej w przypadku tej choroby nikt nie jest w stanie przewidzieć jej przebiegu (mocno odżywają wspomnienia Julka zaraz po urodzeniu, kiedy leżał w półotwartym inkubatorze z cieniutkimi przewodami w nosie, którymi dostawał tlen, bo saturacja bez wsparcia leciała na łeb na szyję). 

Obawa, że zakażemy się z Radkiem i znajdziemy w 20% chorych, którzy kiepsko, bardzo kiepsko przechodzą infekcję, wymagają tlenoterapii, to drugie. Ogarnia mnie paraliżujący strach, gdy pomyślę, kto przejąłby opiekę nad dziećmi, gdybyśmy oboje zaniemogli. Tak konkretnie zaniemogli. Statystycznie mało prawdopodobne, ale jednak ludzie trafiają w totka. Ograniczyliśmy więc wszelkie aktywności do niezbędnego minimum. 

Julka pozostawiłam w domu. Jest z nami drugi tydzień. 

To nie była łatwa decyzja. W szkole uczy się, rozwija, w domu w inny sposób to robi, mniej systemowo, bardziej przez zabawę, przy okazji domowo-codziennych aktywności. W szkole ma towarzystwo, kumpli i koleżanki. W domu skazany jest na towarzystwo rodziców, dziadków za płotem, Kilki, Melka i Aury. Jakkolwiek to, co mogę, zrobię z nim. Otworzę książki, zeszyty, popracuję. Julek lubi uczyć się, ale nie w domu. W domu musi mieć nastrój. Ja muszę zadbać o ten nastrój. 

Istotne jest jednak to, że Julek potrafi zająć się sobą. Potrafi spędzić sporo czasu na zabawie w swoim pokoju (mogę przymknąć ucho na koncert z gitarą, pianinkiem, mikrofonem i płytą z piosenkami puszczanymi na odtwarzaczu CD w tle, moja praca nie cierpi na Julkowym śpiewie). Potrafi zorganizować sobie publiczność (miśki, figurki Lego i ulubieńcy z kreskówek Marvela). Potrafi zorganizować wyścigi aut. Potrafi nagrywać filmy głównie ze swoim udziałem. Mam czas na pracę. To ważne. Ważne, że Julek nie wymaga całodobowej uwagi i skupienia na sobie. Ważne, że raz łatwiej, raz trudniej, ale wynegocjuję z nim czas na naukę. Ważne, że jest samodzielny w samoobsłudze. Ważne, że wyrazi swoje potrzeby. Ważne, że mimo różnych trudności możemy wypracować współpracę tak, że ja zawodowo zrobię, co muszę, Julek ogarnie niezbędne minimum szkolne, Krzysiek nie jest sam cały dzień w domu, i jeszcze znajdziemy czas na wspólną grę planszową, czy spacer z Kilką. 

Dziwny, trudny nastał czas. Dodatkowo w listopadowej aurze. Myślę co najwyżej o tygodniu do przodu. Dalej wolę nie wychylać nosa. Nie wiem, co jutro przyniesie.

wtorek, 27 października 2020

Urodziny Julka

Dziesięć lat to okragla liczba. Taki czas podsumowań. Dlatego chyba dążyłam - początkowo to nawet podświadomie - do tego, żeby ten dzień uczynić szczególnym, wyjątkowym.
Niestety okoliczności przyrody i panoszący się wirus pokrzyżowały mocno te plany.
Krótko o tym, co się nie udało, a potem nieco dłużej o tym, co wypaliło.
Nie było urodzin z dziećmi. Chciałam imprezy z koleżankami, kolegami, kuzynkami i kuzynami Julka. Nie udało się. Wiadomo. Wirus. Jednak namiastkę tego świętowania Julek zaliczył w szkole. W swojej klasie. W całych tych obostrzeniach sanitarnych, reżimie higienicznym udało się. Upiekłam ciasto, które nieźle udawało tort. Zawiozłam talerzyki, sztućce, serwetki, świeczki. O resztę pięknie zadbała wychowawczyni Julka. Impreza wypaliła. :)
Nie było babci Krysi. Podróż pociągiem tam i powrotem za duże ryzyko. Wiadomo. Wirus. Nie bylo babci Aldony i dziadka Zygmunta. Seniorzy. Ryzyko. Była chrzestna i kartki od Was. Mnóstwo telefonów. Prezenty. Tort. Dostarczane kolejne porcje kartek prosto z dawnego przedszkola Julka. Na ganek. W maseczce. Wczoraj prezent od Agaty i Moniki z Wyliczanki. Mmmmm .... pycha - zawyrokował Julek. Kto Julka zna, ten wie, która słodycz u niego rządzi. Były filmiki z życzeniami, śpiewane 100 lat. Byliście Wy. Nasi znajomi, nasi czytacze, nasi bliscy, najbliżsi. Wirtualnie, zdalnie, ale obecni. Pewno, że nie zastąpi to babci Krysi przytulasa, ale na pewno nie da zapomnieć, co jest najważniejsze. 
Miłości, życzliwości i serdeczności Julkowi nigdy nie brakowało. Rósł w niej jak pączuś w maśle, oddając sobą w dwojnasób uwagę, czułość, kochanie. 
Julku, nie zatracaj tego. Rozwijaj pięknie te wszystkie uczucia. Bądź zawsze sobą.
Dziękujemy Wam wszystkim za obecność. To były rzeczywiście wyjątkowe urodziny! :)





czwartek, 22 października 2020

Kartki już płyną

Od kilku dobrych dni spływają do Julka urodzinowe kartki, karteczki, upominki i książeczki. Każde życzenia czytamy z uwagą, uśmiechem, radością. Nie raz, nie dwa, ale kilka. Kartki, rysunki są oglądane po wiele razy. 

Początkowo chcieliśmy zatrzymać wszystkie kartki i przechować je do dnia urodzin. Ale dlaczego mieliśmy pozbawiać Julka tej codziennej porcji przyjemności. Przyjemności z przekazywania mu listu czy paczuszki pięknie spakowanej. Za każdym razem pokazujemy mu imię adresata wypisane na kopercie. Za każdym razem uśmiecha sìę przyszłotygodniowy Jubilat. :) Towarzyszą temu zaskoczenie, radość, entuzjazm. Teraz już oczekiwanie i samodzielne zaglądanie do skrzynki pocztowej. Jest ogromna frajda, uśmiech i szczęście. Za każdym razem. Z każdą kopertą.

Dziękujemy po stokroć! :)

PS Wyprawa Reksia w góry to strzał w dziesiątkę. Czytamy i czytamy na okrągło. A ja mam dzięki Wam - Drodzy Czytelnicy z Łodzi - na oku nową serię do czytania. Proste teksty, łatwe do śledzenia przez Julka plus ilustracje, wzbogacające treść - idealnie nadają się do podróży w świat dziecięcej literatury. A Julek z dużym zaangażowaniem i ochoczo w tej podróży uczestniczy. Dziękujemy!








poniedziałek, 19 października 2020

Rozmowa

Jesteśmy w domu. Po szkole, po pracy. Obiad już prawie gotowy. Krzyś się uczy. Radek wyszedł na chwilę do warsztatu. Julek zagaja rozmowę:

- Mama, tata?
- Poszedł do warsztatu.
- Potem?
- Wróci.
- Potem?
- Zjemy obiad.
- Potem?
- Tata pojedzie do klienta, a my zawieziemy Krzysia na trening.
- Potem?
- Wrócimy i zabierzemy Kilkę na spacer.
- Potem?
- Wrócimy i pójdziesz się myć.
- Potem?
- Położę Cię spać.
- Tata?
- Tata wróci i pojedzie po Krzysia.
- Potem?
- Przyjedzie z Krzysiem do domu.
- Julek?
- Będziesz już spał.
- Potem?
- Tutaj skończmy ten dzień, Julku. Potem będzie jutro.
- Dooobra, mamo.

Bądźmy zgodni i uporządkowani jak Julek. Prościej wtedy żyć tym, co upływa teraz. Mimo że dzieje się potem. :)

piątek, 9 października 2020

W Bielsku

Dobrodziejstwem pracy zdalnej jest to, że można ją wykonywać w każdym miejscu, byle był dostęp do internetu i prądu. 

Spakowałam więc w środę torbę, nagotowałam obiadu na dwa, przy dobrych wiatrach nawet na trzy dni (dwóch chłopaków zostawiałam w domu), skończyłam pracę, zapakowałam do auta Julka i siebie i przyjechaliśmy do Bielska, do babci Krysi i dziadka Ludwika. Bez okazji, bez konkretnego celu, ot żeby zwyczajnie pobyć z rodzicami. 

W dzień pracowałam, po południu mieliśmy swobodę działania. Dobry czas, w jesiennym ciepłym słońcu. Dziś przypieczętowany spacerem wokół lotniska. Julek głównie śmigał na hulajnodze, testował nowy kask, prezent od babci. Obserwował startujące samoloty przekrzykując głos silnika, ćwiczył na siłowni, smęcił, ile to jeszcze do domu, oddawał hulajnogę, wędrował na nogach, znów wsiadał na hulajnogę, zapraszał na odpoczynek i tak szedł, nas dostrajając do swojego tempa. Nigdzie nam się nie spieszyło.

Warto czasem stanąć. Zatrzymać czas. Na mgnienie, na chwilę, zanim niepamięć zagarnie wszystko.