wtorek, 31 grudnia 2019

Koniec roku

Nie wiem jak, nie wiem kiedy upłynął rok. Każdy kolejny mija coraz szybciej. Wy też tak macie? Szykujemy się do imprezy, goście jadą, humory dopisują. I Wam życzymy udanej zabawy sylwestrowej. A w Nowym Roku pomyślności, zdrowia (podstawa wszystkiego!) i radości z rzeczy małych, pozornie nieistotnych. Taka radość nieźle napędza nadzieję, a ta nakręca wiarę w powodzenie spraw trudnych i beznadziejnych.
Święta minęły za szybko. Wszystko się udało poza pogodą. Spędziliśmy czas z najbliższymi, spotkaliśmy się z dawno niewidzianymi znajomymi (Iwonka, Adrian raz jeszcze dzięki za gościnę, fajnie, że udało się nam spotkać). Prezenty pod choinką były trafione, rzekłabym, że idealne na deszcz i szarugę.
Nowa wersja grzybobrania, w trójwymiarowym wydaniu bardzo przypadła Julkowi do gustu. Zbieraliśmy więc grzyby, a Julek pięknie przesuwał  koszyk licząc bezbłędnie do sześciu. Były też emocjonujące rozgrywki w minicymbergaja. A "Ubongo" dla Krzysia wciągnęło nas wszystkich tak, że czas mijał nie wiadomo kiedy. Bardzo ciepłe, rodzinne mieliśmy tegoroczne święta. :)


 







poniedziałek, 23 grudnia 2019

Deszcz i kino

Trudno w ulewie spacerować. Doświadczać zmysłami atmosferę świąt jeszcze trudniej. No to poszliśmy do kina. Całą naszą czwórką. Plan był taki, że Julek ze mną pójdzie na "Misiek i chiński skarb", a Radek z Krzyśkiem na ostatnią część "Gwiezdnych wojen", "Skywalker. Odrodzenie". Film z czasów, gdy mieliśmy tyle lat, co Krzyś dzisiaj. Kontynuacja historii. Odgrzewane kotlety. Film, który z poziomu jedenastolatka robi wrażenie.
To Radek zapytał Julka, czy chce iść na "Gwiezdne wojny". Pokazał mu zwiastun. Julek zawołał: "tak, miecz" - klamka zapadła. Ryzyko niewytrzymania 140 minut na fabularnym filmie, nawet z mało skomplikowaną fabułą (łatwo odróżnić bohaterów dobrych od złych) wzięłam na siebie. Radek był dobrej myśli. Fakt - Julek ostatnio w domu oglądał z Krzysiem poprzednie części. Nie wołał, że chce "Gumbola".
Poszliśmy więc na film we czwórkę. Weszłam w skórę nastolatki i ogladałam z przejęciem. Julek obok doskonale identyfikował bohaterów. Imperatora Palpatina nazwał babą-jagą, a w ostatecznej rozgrywce gorąco dopingował Reyi i Benowi. Gdzieś pomiędzy pytał tylko: "kto to?", "imię?" i ani razu nie pytał: "do domu?". Wchłaniał film razem z popcornem. Udał się nam seans.
A potem w deszczu przeszliśmy się po Bielsku, oglądając ozdoby, choinki, Reksia. Prawie nie do wiary - wigilia już jutro.





piątek, 6 grudnia 2019

Św. Mikołaj

Tegoroczne przygotowania do Mikołajek upłynęły pod znakiem dyskusji i przekomarzań na temat, czy św. Mikołaj istnieje. Krzysiek (bo już nie Krzyś) twierdzi, że nie. Prezenty robię ja (znaczy mama). A potem je podrzucam, gdy wszyscy śpią. Ja twierdzę, że istnieje. W kwestii prezentów nie zaprzeczam – nie potwierdzam. Z tej szermierki na argumenty fajna rozmowa nam się klei o pomaganiu, o poszukiwaniu w sobie świętości i wierze w ogóle. Komercję odstawiamy na bok. Przynajmniej na chwilę.
Młodszy, znaczy Julek też już niełatwy przeciwnik. I bardzo konkretny.
- Mama, Mikołaj – Hulk i płyty.
Czekał. Czekał od długich trzech tygodni na przyjście św. Mikołaja. Nie podważa jego istnienia. Ma jednak wobec niego określone oczekiwania. Zasypiał wczoraj upewniając się kilka razy, czy będzie jutro (znaczy dziś) św. Mikołaj.
Rzeczywiście przyszedł w nocy. Wiedziałam, bo przechodząc do Julka łóżka, gdy ten czmychnął do naszego (w trójkę spać nam trudno przy tańczących nogach Julka, więc dla dbałości o sen swój i Radka zamieniam się co noc na łóżka), potknęłam się o jakiś worek. Rano było łatwiej obudzić Julka. Na hasło: Julek, Julek, był. Był św. Mikołaj, poderwał się jak sprężyna. O marudzeniu nie było mowy.
Ta niecierpliwość, nerwowość, pośpiech przy zrywaniu opakowania z prezentu. Najbardziej uwielbiam! Bo rozczarowania zdarzają się. Dziś ich nie było. Hulk i Iron Man znaleźli się w paczce i płyta z piosenkami (Julek nie rozwijając z papieru po kształcie i wielkości rozpoznał zawartość : -Mama, piosenki!). Figurki ulubionych bohaterów i płyta obowiązkowo zabrane do auta. Figurkami bawił się na początku i słuchał nowych piosenek. „Karimski Club” – fantastyczne nagrania. Julek bez konieczności kilkukrotnego słuchania już ustawił sobie hit z płyty: „Baba Jaga” i każe mi go wałkować bez końca. ;)
W pracy dogoniły mnie uśmiechy i pomruki zadowolenia pozostałych w domu chłopaków. Kilka też była rada.