piątek, 6 grudnia 2019

Św. Mikołaj

Tegoroczne przygotowania do Mikołajek upłynęły pod znakiem dyskusji i przekomarzań na temat, czy św. Mikołaj istnieje. Krzysiek (bo już nie Krzyś) twierdzi, że nie. Prezenty robię ja (znaczy mama). A potem je podrzucam, gdy wszyscy śpią. Ja twierdzę, że istnieje. W kwestii prezentów nie zaprzeczam – nie potwierdzam. Z tej szermierki na argumenty fajna rozmowa nam się klei o pomaganiu, o poszukiwaniu w sobie świętości i wierze w ogóle. Komercję odstawiamy na bok. Przynajmniej na chwilę.
Młodszy, znaczy Julek też już niełatwy przeciwnik. I bardzo konkretny.
- Mama, Mikołaj – Hulk i płyty.
Czekał. Czekał od długich trzech tygodni na przyjście św. Mikołaja. Nie podważa jego istnienia. Ma jednak wobec niego określone oczekiwania. Zasypiał wczoraj upewniając się kilka razy, czy będzie jutro (znaczy dziś) św. Mikołaj.
Rzeczywiście przyszedł w nocy. Wiedziałam, bo przechodząc do Julka łóżka, gdy ten czmychnął do naszego (w trójkę spać nam trudno przy tańczących nogach Julka, więc dla dbałości o sen swój i Radka zamieniam się co noc na łóżka), potknęłam się o jakiś worek. Rano było łatwiej obudzić Julka. Na hasło: Julek, Julek, był. Był św. Mikołaj, poderwał się jak sprężyna. O marudzeniu nie było mowy.
Ta niecierpliwość, nerwowość, pośpiech przy zrywaniu opakowania z prezentu. Najbardziej uwielbiam! Bo rozczarowania zdarzają się. Dziś ich nie było. Hulk i Iron Man znaleźli się w paczce i płyta z piosenkami (Julek nie rozwijając z papieru po kształcie i wielkości rozpoznał zawartość : -Mama, piosenki!). Figurki ulubionych bohaterów i płyta obowiązkowo zabrane do auta. Figurkami bawił się na początku i słuchał nowych piosenek. „Karimski Club” – fantastyczne nagrania. Julek bez konieczności kilkukrotnego słuchania już ustawił sobie hit z płyty: „Baba Jaga” i każe mi go wałkować bez końca. ;)
W pracy dogoniły mnie uśmiechy i pomruki zadowolenia pozostałych w domu chłopaków. Kilka też była rada. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz