środa, 2 września 2020

Nowy rok szkolny

Zaczął się. 

Zaczął się nowy rok szkolny. 

Zauważam (ze smutkiem?), że z każdym wrześniem to nie moim dzieciom jest trudno/trudniej (niepotrzebne skreślić) ogarniać nowe/stare obowiązki, podejmować inne wyzwania, docierać się z planem lekcji i nieznanym harmonogramem. To ja coraz mozolniej mierzę się z końcem wakacyjnego luzu. To ja jestem zaskakiwana wiadomościami, czy od września kontynuujemy lekcje pływania (dziękuję bogowie i mili ludziska, że wy o nas jeszcze pamiętacie). To ja przestawiam budzik o kilkanaście minut wstecz. To ja zapisuję w kalendarzu każde ważenie, badanie, zebranie, listę książek, zeszytów, maseczek, meczów, dodatkowych lekcji, żeby niczego nie przeoczyć, nie zapomnieć. Trudno, coraz trudniej. 

Jak to dobrze, że starsze dziecię czuwa. Wie więcej, samodzielnie, choć z pewną czasem taką nieśmiałością ogarnia dojazdy i powroty do i ze szkoły raz rowerem, raz autobusem (okularnik w deszczu ma przechlapane), jeszcze zadzwoni z rana, w chwili, gdy akurat wygrzebuję się z auta z Julkiem, plecakiem, workiem, przydasiami, w jednej ręce trzymając cały ten majdan, w drugiej kluczyki do auta, z pytaniem: gdzie są moje tenisówki? – Halooo, synku, tam gdzie je położyłeś. – Ale gdzie je położyłem, nie wiesz, mamo? No, taka klasyka z rana. 

Młodsze samo się ubierze, jeszcze nie jęczy, że wstaje. Pełna ekscytacja. Choć wczoraj mina mi nieco zrzedła, gdy jak huba przyklejone do mnie, onieśmielone, zawstydzone, ledwo dało się namówić do tego, żeby dołączyć do swojej grupy. Swoich kumpli, koleżanek i pani. Spodziewałam się dzisiaj rano teatru. Wielkiego nie odchodź, zostań, boi tak, że ledwo wymknę się ze szkoły. Młodsze dziecię jednak zaskoczyło. Przebrało się, cmoknęło w maseczkę, pognało do pań. Niech tak już pozostanie. 

Wrzesień. Jesień się zaczyna. 



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz