piątek, 27 maja 2016

O (nie)pracy krakowską

Nie zaprzestaliśmy pracy krakowską.
Zaprzestałam jednak działać systemowo.
Najpierw było starcie o tempo. Byliśmy zasypywani nowymi rzeczami, podczas gdy Julek nie opanował jeszcze tych z samego początku. Praca z Julkiem zaczęła mi przypominać wyścig po dowód na skuteczność metody, a miał to przecież być jeden ze sposobów na wsparcie jego rozwoju.
Potem jeszcze kubeł zimnej wody wylały na mnie słowa p. Justyny, że: "mamy dzieci niepełnosprawnych są dla nich terapeutkami".  No nie. Nie, nie i nie. Ja już kiedyś pisałam, że na wyobrażeniu, jak być mamą Julka, tego skazanego na zespół, swoje piętno odcisnął film "Coming Down The Mountain". Właściwie wspomnienie tego filmu bardziej pokazywało mi, jaką mamą nie chcę być. Czyli tą, która podporządkuje wszystko pod upełnosprawnienie dziecka. Postanowiłam, że będę tylko mamą Julka. Nie jego terapeutką. Sama rola mamy wymaga przecież ogromnej siły i energii. Daje mnóstwo satysfakcji, przynosi jeszcze więcej niepowodzeń i potknięć. W relacji pacjent-terapeuta pojawia się wypalenie. Przychodzi kres, terapeuta odchodzi. A ja w tej roli, to co - zamienię siebie z drugą ja?
Wiecie, ile wysiłku wymaga pokonywanie samego uporu Julka? Starcia z oporem na każdym odcinku codzienności (ubieranie się, mycie zębów, rąk, wyjście/wejście do/z domu, zaproszenie na podwieczorek/śniadanie/kolację przy stole, zatrzymanie przy tym stole, poproszenie o sprzątnięcie rozrzuconych zabawek/butów/gaci, poproszenie o niebicie Krzysia/plucie/rzucanie zabawkami, namówienie na obcięcie paznokci u nóg, bycie gotowym na nieuzasadnione i niespodziewane odwołanie zawartej przed chwilą umowy na ubranie się, mycie zębów, rąk, wyjście/wejście do/z domu itd.) wymaga hartu ducha, cierpliwości (gdzie ja byłam, kiedy ją rozdawano?) i stalowych nerwów, bo orężem, którym Julek walczy jest tytanowe słowo "NIE".
Mimo że wypalają mnie te starcia, mamą jestem nadal. Z lekka wyplutą, pomiętą, przygiętą, szczęśliwą, rozłożoną na łopatki uśmiechem krogulca.
Systemowo działać z tym antystemowym człowiekiem nie da rady.
Odkryłam na nowo (pracując początkowo bardzo skrupulatnie metodą krakowską), że najwięcej satysfakcji daje mi wchodzenie w relacje z Julkiem. I to właśnie te elementy pracy z nim sprawiały mi wiele frajdy, uczyły czegoś Julka, zostawiając ślad w pamięci.
Teraz niesystemowo, spontanicznie, na ile się da systematycznie, na blacie w kuchni, w aucie, na spacerze, przy stole, na huśtawce, budując wieże i domy z klocków powtarzamy sobie czynności, mianownik, biernik i inne takie tam potrzebne części mowy do budowania werbalnej komunikacji. Nad nią, jak supervisor, czuwa najgłówniejsza relacja: mama-Julek.


6 komentarzy:

  1. Marta i tak trzymaj...inaczej zwariować można.Nawet rzuciwszy pracę nie da się być terapeutą własnego dziecka.Nasza szelma uparta jak 100 osłów jak nie to nie i nie ma siły żeby przekupić,namówić czy cokolwiek.Swój rozumek ma a manipuluje sprytnie tak że nie jedno zdrowe dziecko może się uczyć.Miło się czyta o postępach Julka i dojrzałości Krzysia...podnosi na duchu że da się normalnie żyć.U nas brak pieluchy cd,pogoda sprzyja ale na razie nikt nie woła siusiu i wpadki są.A poza tym czeka nas drenaż uszu.pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pozdrawiam i ja was serdecznie. My w tym roku spokój z drenażem, ale prawdopodobnie tylko dlatego, że nie dotarliśmy na kontrolę do audiologa. Od kilku miesięcy dzwonię się umówić i tak mi schodzi ....

      Usuń
  2. Masz 100% rację! Tego się trzymajmy!!!

    OdpowiedzUsuń
  3. Wiem, że "obowiązuje" ogólny zachwyt na metodą Krakowską... ale mnie jakoś nie przekonuje. Może za mało zgłębiłam temat, może za daleko nam jeszcze do obrazków (Rafał ma dopiero 8 miesięcy). Wydaje mi się, że kilkulatek to raczej świat wszystkimi zmysłami poznaje a nie siedząc przy stoliku. Przecież w przedszkolu też dzieci robią podobne zadania i może po południu już nie mają ochoty?
    Integracja sensoryczna bardziej do mnie przemawia...
    Pozdrawiam
    Aneta M.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Już osiem?! Rany, ale ten czas zasuwa! :) Bobas - rzekłby Julek. :) w krakowskiej seria powtórzeń dobrze u nas działa. Julek tak zapamiętuje wyrazy. A potem zaczyna je używać w komunikacji z nami. Dlatego ćwiczymy. Na ile jestem w stanie. Pozdrawiam Was bardzo serdecznie! :)

      Usuń
  4. dopiero osiem... a mi zapas sił już się wyczerpuje... a to dopiero początek :-|
    wytrwałości zatem życzę i pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń