środa, 18 kwietnia 2018

Ważny dzień

Zostałam dziś przechwycona w locie przez p. Agatę. Dostałam wytyczne, jak wzmacniać i modelować Julka rozkwit mowy, który jak wiosna wtargnął rozmachem w naszą codzienność. Mowa o prostych konstrukcjach zdaniowych. Podmiot orzeczenie (którego czasem jednak brak) dopełnienie. Tak więc, gdy Julek rzuca hasło "na plac zabaw" mam podawać na tacy gotową, prostą formułę zdaniową "chcę na plac zabaw". Gdy Julek hasłem "mama z Julkiem w piłkę", mam rzec "mama z Julkiem zagra w piłkę" itd.
O tym, że pojawiły się konstrukcje "nie ma nic", "chcę do taty", "idę do domu", "nie gramy", "cicho bądź" pisałam.
Jest jeszcze jedno zdanie, właściwie pytanie, które słychać wiele razy dziennie: "co to jest?".
I tu mam zawsze krótko i treściwie razy trzy, a nawet cztery odpowiadać adekwatnym słowem np. sałata (padło dziś takie pytanie z ust Julka ze wskazaniem na pekińską). A potem odbić piłeczkę i zapytać tak samo: "co to jest?" i poczekać na reakcję: "sałata" (prawidłowa odpowiedź).
Kodujemy, kodujemy, kodujemy.
Tak Julek przyswaja język.
Zdaniem pani Agaty mój młodszy syn jest na etapie gotowości komunikacyjnej.
Brzmi nieźle.
Podczas gdy ja słuchałam o Julku, Krzyś zaliczał swój pierwszy samodzielny rowerowy wypad na plac zabaw, gdzie umówił się z kolegą. Półtora kilometra całkiem ruchliwą drogą z zakrętami i chodnikiem raz po jednej, raz po drugiej stronie lub prawie dwa szutrową bezkolizyjną i bez samochodów. Zgodziliśmy się pod warunkiem, że pojedzie bezpieczną ścieżyną. Pojechał. Wrócił. Ja odetchnęłam. Czai się we mnie mimowolny lęk, który wynika z utraty kontroli nad dzieckiem, gdy ono wyrywa się ku własnemu życiu na progu nastoletniości. Już wiem, że będzie to mój cichy towarzysz samodzielnych wypadów Krzysia z domu aż do całkowitego go opuszczenia.
W sumie to ważny dzień był. Bardzo.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz