wtorek, 11 lutego 2020

Ferie zimowe

I stało się. Nadszedł upragniony dzień wyjazdu na ferie do babci Krysi. Julek w piątek po powrocie ze szkoły od progu pilnował, a potem pilotował pakowanie ich obu na wyjazd.
W sobotę wystrzelił z łóżka jak z procy.
Trzy i pół godziny bardzo kulturalnie przesiedział w pociągu. Od Katowic dopytywał jedynie co minutę:  daleko? mało? Standard.
Wysiadając na dworcu wprost w stęsknione ramiona babci odpaliliśmy czas zimowych wakacji. Zostałam z nimi do wczoraj. Po drodze zaliczając niedługi niedzielny spacer po Bielsku i lody. Taka mała inauguracja nowej ery. Ery Julka nie w domu, nie z nami. Po jedenastu i pół roku po raz pierwszy zostaliśmy z Radkiem bez dzieci. Sami. Nie w głowie mi wprawdzie piosenka Kazika "Wyjechali na wakacje wszyscy nasi podopieczni, gdy nie ma w domu dzieci, to jesteśmy niegrzeczni...". Jest trochę spraw do ogarnięcia, ale mam nadzieję na jakieś kino lub spacer z mężem (jeśli wcześniej wykuruje się z wirusa, który go podstępnie dopadł). ;)
Tymczasem Julek został z babcią Krysią i Krzysiem i dziadkiem Ludwikiem. Bardzo świadomie, z uśmiechem mnie żegnał. Buziaki, papatki, serduszko. Wróciłam do domu. Chłopcy zostali w Bielsku.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz