środa, 26 kwietnia 2023

Po konferencji

Ale żeby nie było tak różowo, radośnie i milutko, gdy tylko wsiadłam do pociągu relacji Kraków-Warszawa, dogoniła mnie wiadomość, że Krzysiek chory. Gorączka 39 st., kaszel, wirus. Na pewno wirus. Tak właśnie organizm mojego starszego syna reaguje na wirusy. Czar prysł. Wróciła rzeczywistość. Nie narzekałam jednak. Na smutki najlepiej jest działać. Ustawiłam plan zadań. I realizowałam punkt po punkcie. 

Chłopaki nie dzwonili wcześniej. Nie chcieli psuć mi wyjazdu. Doceniam. Kocham. 

W poniedziałek rano pojechałam do pracy, zaraz po ósmej umówiłam lekarza na popołudnie. Ogarnęliśmy przychodnię. Test wykazał, że grypa. Dostałam zgodę na zdalną pracę do końca tygodnia. Chciałam czuwać przy gorączkującym dziecku. Niby zaraz piętnastolatek, ale złożyło go konkretnie i wymagał opieki.  Bardzo jej potrzebował. Zaczęliśmy też izolację. Trochę za późno, jak się pod koniec tygodnia okazało. Bo, gdy we czwartek Krzysiek przestał gorączkować, zaczął Julek. W piątek lekarz. Test. Grypa. A jako dodatkowy bonus - wysięk z ucha. Leczenie. Tym razem wzięłam opiekę. Siedzimy w domu do końca tygodnia i kurujemy się. Przy okazji kapitalnie sprawdzam się w roli uber-mamy. Krzysiek podwózki i przywózki ma zapewnione. Odpadła nam pokręcona logistyka transportowa. Julek temperatury już nie ma. Pozostał katar. Gęsty i ropny. Widzimy jednak światełko w tunelu.

Wydaje się, że sztafeta wirusowa zakończyła się na Julku. I mam nadzieję, że tym mocnym akcentem kończymy sezon chorobowy zima-wiosna '23. Chciałoby się napisać - byle do wiosny. Ale ona już jest. Piękna, soczysta, zielona, kwitnącą, w zachwycie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz