wtorek, 3 września 2024

Rowerem po Warszawie

Chciałam już wcześniej, nie do końca byłam gotowa. Potem kolejna fala upałów. Aż pojawiło się na horyzoncie okienko pogodowe. Wiedziałam, że musi być rano, kiedy nie ma dużo ludzi. Julkiem nie martwiłam się wcale. Był na tak. Plan wycieczki bardzo mu się spodobał. Krzysiek wolał pospać, a Radek nabawił się kontuzji kolana. Z roweru przesiadł się na motor.

Wsiedliśmy więc na rowery sami i o 8:40 w niedzielę ruszyliśmy w kierunku stacji Sulejówek Miłosna (4,5 km). Po 20 minutach wsiadaliśmy do pociągu. Naszą stacją docelową była Warszawa Stadion, skąd zaczynała się nasza pierwsza (i chyba nie ostatnia) warszawska wycieczka rowerowa.




Większą trudnością okazał się załadunek rowerów. Najpierw Julek, potem Julka rower, wreszcie ja ze swoim rowerem. Julek trochę gubił się, gdy wydawałam mu polecenia, co ma zrobić z rowerem. Musiałam ogarnąć temat sama. Wysiadka poszła sprawniej. Najpierw Julek, a potem ja równolegle z dwoma rowerami. 

Winda na stacji Warszawa Stadion działa. Bez problemu mieszczą się w niej dwa rowery z rowerzystami. Zjechaliśmy z peronu i wyszliśmy od strony ul. Sokoła, skąd ścieżką rowerową pojechaliśmy przez Most Świętokrzyski pod pomnik warszawskiej Syrenki. Po kilku minutach byliśmy po lewej stronie Wisły.



Stąd Tamką mieliśmy wjechać na Krakowskie Przedmieście. Wiedziałam, że to będzie najtrudniejszy odcinek dla Julka. Ulica pnie się w górę, idealnie przecinając skarpę warszawską, której nie sposób uniknąć na żadnym z odcinków od Wisły do centrum. 

Gdy opowiadałam Julkowi mój plan, uprzedzałam go, że będzie jeden odcinek pod górkę i żeby się nie martwił, bo jak nie da rady wjechać, to poprowadzimy rowery. Mniej więcej w połowie Tamki Julek zatrzymał się. Zrobiliśmy przystanek przy Zakątku Złotej Kaczki. Julek napił się wody (ale nie z fontanny ;) ), chwilę odpoczął. Do końca Tamki prowadziliśmy rowery. Na rondzie przy ul. Kopernika Julek sam wsiadł na rower. Wolał jechać, niż pchać rower. I nie było już tak mocno pod górkę.





Nowy Świat - Krakowskie Przedmieście w remoncie - coraz więcej wycieczek z przewodnikami, ciągle można było jechać. Julek pięknie manewrował rowerem. Dotarliśmy na Plac Zamkowy. Pogoda była idealna.




Spod Zamku Królewskiego pojechaliśmy w kierunku Starego Miasta. Było już po 10:00. Szukaliśmy otwartej lodziarni. Objechaliśmy Rynek, zawróciliśmy na Świętojańską, gdzie widzieliśmy lody. Zasłużona przerwa. Mini-piknik. Julek zamówił soczystą pomarańczę, a ja malinę. Przysiedliśmy z boku i zajdaliśmy ze smakiem nasze gałki.


Po chwili znów byliśmy na Rynku Starego Miasta. Drugie tego dnia spotkanie z syrenką, test pompy i krótki reset na ławeczce. Nigdzie nam się nie spieszyło. I to było cudne w tej wycieczce.






Gdy już nasyciliśmy się nicnierobieniem, wsiedliśmy na nasze dwukołowce i popedałowaliśmy Krzywym Kołem (po drodze zahaczając o Kamienne Schodki) w kierunku ul. Mostowej, gdzie tutaj mogło być z górki na pazurki i z rozmachem, ale bruk i nasza asekuracja wyhamowały rowery. Zjeżdżaliśmy w kierunku Wisłostrady bardzo ostrożnie.



Zatrzymaliśmy się przy Multimedialnym Parku Fontann. 





To był nasz punkt zwrotny. Odtąd wracaliśmy już do domu. Wcześniej przetachałam rowery przejściem podziemnym na drugą stronę Wisłostrady. Mogliśmy kawałek podjechać pod Most Gdański i tam przejazdem dla rowerow dostać się na drugą stronę, na Bulwary Wiślane. Oślepiło mnie słońce i wolałam po schodach z rowerami. 

Przy bulwarach mknie ścieżka rowerowa, niczym dwuśladowa ekspresówka. Trzeba zdecydowanie jechać i nie bać się. Nie baliśmy się. Była moc.





Na drugi brzeg Wisły przeprawiliśmy się nową kładką pieszo-rowerową. To był również jeden z naszych celów tej wyprawy. Fajna kładka. Podoba nam się.






W planach mieliśmy jeszcze piknik nad Wisłą. Bułka z sałatą i serem oraz garść pomidorków koktajlowych czekały na swój moment. Julek zapakował też Uno Junior. Za koc piknikowy miały posłużyć nasze bluzy. 

Z kładki skręciliśmy w prawo w Wybrzeże Kościuszkowskie. Za chwilę ze ścieżki był zjazd w bardziej dzikie przestrzenie, którymi poruszają się biegacze i rowerzyści. Po chwili byliśmy pod Mostem Świętokrzyskim. Znaleźliśmy pień, który posłużył nam za siedzisko. Wprawdzie nie zagraliśmy w uno, za to Julek zjadł bułkę i zajął się rzucaniem kamieni do Wisły. 










Z tego miejsca na stację Warszawa Stadion mieliśmy - nomen omen - rzut kamieniem. Gdy już byliśmy gotowi do powrotu, wsiedliśmy na rowery i pojechaliśmy na naszą skm-kę. Pociąg ruszał o 12:21. W domu byliśmy o 13:00. 

Z technicznych uwag. 
Toaleta przy stacji Warszawa Stadion jest publiczna, bezpłatna i czynna w godzinach 6:00-16:00. Można umyć ręce. 

Na stacji Sulejówek Miłosna nie ma wind na perony, ale jest podjazd dla wózków i rowerów. 

Po Warszawie nakręciliśmy 12 km. Ze stacji Sulejówek Miłosna do domu 4,5 km. W sumie zrobiliśmy ponad 20 km.

Julkowi jako uczniowi szkoły podstawowej w Warszawie wyrobiłam w ubiegłym roku kartę miejską. Bardzo wygodna sprawa. Opiekun osoby niepełnosprawnej ma zapewniony bezpłatny przejazd. 

Z uwag innych.
Nie przyłożyliśmy ręki do Julka nauki jazdy na rowerze (poza tym, że od dziecka Julek śmigał na biegowym rowerze, najpierw takim na trzy kółka, potem na dwa). Właściwą naukę jazdy zaczęło przedszkole Wyliczanka, którą kontynuowała i dokończyła szkoła, ale za swój sukces uważam pielęgnowanie Julka ochoty na jazdę, systematyczne krótsze, coraz dłuższe wyprawy rowerowe po okolicy, naukę Julka bezpiecznej jazdy. Po trzech sezonach rowerowych odważyłam się na Warszawę. Julek był gotowy. I ja byłam gotowa. Będzie ciąg dalszy. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz