Byłam dziś z Julkiem na pierwszej wizycie w poradni urologicznej. Poradnia przy warszawskim centrum medycznym Kopernik, w samiutkim środku Warszawy. Skorzystaliśmy z komunikacji miejskiej. Trochę wyczekaliśmy się w poczekalni. Ale raz - byliśmy czterdzieści minut przed czasem. Dwa - lekarz zaczął przyjmować z lekkim poślizgiem.
Pan doktor, który cieszy się dobrą opinią, przeprowadził szczegółowy wywiad, obejrzał zdjęcia z sierpniowego usg, zrobił Julkowi usg (jak ja doceniam tę nowoczesną formę przychodni, gdzie lekarz specjalista, tam na miejscu sprzęt diagnostyczny).
Kamienia (złoga) nie ma. Brak. Czysto. Obecne nerki, obie prawidłowe, bez poszerzenia ukm. Zdaniem lekarza najprawdopodobniej w poprzednim badaniu odbiła się głowica sprzętu czy jakoś tak i to dało efekt obecności w nerce kamienia. Pan doktor nie zlekceważył jednak sprawy. Dał skierowanie na kontrolne usg jamy brzusznej. Za rok.
Taka niespodzianka. Z tej radości aż zjadłam pół czekolady mlecznej z jogurtem. Powstrzymałam się przed pożarciem reszty. Przerzuciłam na wodę. Lekarz zalecił Julkowi (w ogóle) dużo pić. Dużo znaczy 1,5-2 wody litry na dobę. Im gęstszy mocz, tym większe ryzyko odkładania się różnych cząstek i kryształków. Trzeba więc pić. Julek w nawadnianiu mieści się w normach. I dobrze.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz