czwartek, 8 września 2016

Coś

Julek tak mnie przyzwyczaił do swojego bezinfekcyjnego stylu życia, że gdy wczorajsze wszystkie znaki na niebie krzyczały: "coś się kluje", ja je wzięłam za:
a) zmęczenie i niedospanie (czym syn utwierdzał mnie oznajmiając: " mama, spać");
b) efekt cieplarniany i skutek zewnętrznego gorąca (ciepła, bardzo ciepła, rozpalona głowa).
Termometr jednak nie kłamał.
Okolice 38 st C pozbawiły Julka zwyczajnej energii i apetytu na bunt.
Nie lubię.
Nie lubię gorączki bez żadnych dodatkowych objawów.
To znak, że Coś się czai.
To Coś może być krótkie, przelotne, szalone, wyczerpujące, poważne, z tłustymi mackami na tobie, oplatające i roszczeniowe wobec zdrowia.
Julek został w domu.
Śledztwo w sprawie Coś trwa.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz