Kilka dni zajęło nam wejście w rytm nadmorskiego wakacjowania. Rytm bez większych zgrzytów, otarć i żalów. Krzyś znalazł kumpli do gry w nogę, Julek swoje wiaderko, które z zieloną jaszczurką vel kameleonem spełniają doskonałą rolę towarzyszy plażowania. Wspólnie łazimy po śniadaniu nad morze, po obiedzie na gokardy i lody, a popołudniami staje się rozłam. Krzyś z kolegami gania po ośrodku, gra w piłkę i znika nam z pola wiedzenia. Towarzystwo rówieśników górą. A my z Julkiem wędrujemy na plażę i gofry. Taplamy się w morzu, razem budujemy zamek dla jaszczura, gramy w piłkę. Julek to doskonały towarzysz codzienności.
Każdy z synów ma swój świat. Coraz bardziej od siebie odległy. Dzisiaj mnie to nie martwi. Nad wszystkim czuwa silna więź braterska.
Ładny, zgrabny, miły. Uśmiech pełen wdzięku. Twardy negocjator. Lubi postawić na swoim i wszystkich na baczność. Dynamiczny, z poczuciem humoru i buntem na wynos. A, ma zespół Downa. Ciągle o tym zapominam. Serio. Tylko jego rozwój i ciekawskie spojrzenia przypominają czasem, że ma. Przed państwem - Julek, młodszy brat Krzysia. Obaj to moi synowi. Dumna z nich ja!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz