środa, 28 marca 2018

Konkurs plastyczny

Julek wziął udział w konkursie na Zakątkową Kartkę Wielkanocną.
Pokolorował starannie pisankę w 3/4 (1/4 machnął Krzyś) i kurczaki prawie w całości.
Julka praca przeszła do finału i ostatecznie zajęła drugie miejsce.
Julek nie dba (czyt. nie bardzo wie) co to pierwsze, drugie czy trzecie miejsce. (Choć, gdy gra z Krzysiem w piłkę, dziwnym trafem zawsze mu wychodzi trzy zero dla niego.)
Dziś dotarła przesyłka z nagrodą, ufundowaną przez nasze Stowarzyszenie.
Zaadresowana do Julka.
Był strasznie podekscytowany, gdy usłyszał, że to dla niego. - Dla Julka - chodził i powtarzał. Ledwo zdjął buty, natychmiast pobiegł po nożyczki (większe od niego). Wołał: - Maam! Pomogłam, nacięłam. Resztę rozrywał sam. Ciekawy co czeka na niego w środku.
A w środku. Sliczna karteczka z życzeniami. Zwycięska Kurka autorstwa Mateusza, wierszyk świąteczny, który stworzyła Ania, dyplom dla Julka (dumnie go prezentował, a potem sam sobie zaniósł do pokoju i postawił na parapecie przy łóżku) i wreszcie nagroda. Gra "Motylki". Od razu rozegraliśmy partyjkę. Zabawa polega na tym, że każdy dostaje planszetkę z łąką, na której fruwają dwukolorowe motylki. Plansza jest trójwymiarowa i jej ruchome części można tak przekładać, że motylek raz ma skrzydła żółto-niebieskie, za chwilę czerwono-niebieskie. Na stole kładziemy karty wierzchem do góry. Odkrywamy jedną kartę. Patrzymy, jaki jest motylek i takiego samego szukamy na swojej łące. Kto pierwszy ten lepszy i zgarnia kartę. Ten kto uzbiera najwięcej kart, zwycięża.
Błąd mój polegał na tym, że do gry zachęciłam Krzysia. Ten błyskiem odnajdywał motylki na swojej łące, zniechęcając skutecznie Julka do dalszej gry. Bo może Julek nie wie, co to pierwsze, drugie, trzecie miejsce, ale świetnie orientuje się w rywalizacji z bratem i przegrywać w niej nie znosi.
Za drugim podejściem było lepiej.
Tylko ja i Julek. Julek, którego mocną stroną nie są kolory. Ale "Motylki" to świetna okazja do powtarzania i utrwalania barw. Bawimy się więc wspólnie, nie rywalizujemy. Wychodzi na to, że Julek lepiej operuje nazwami kolorów po angielsku (ma w przedszkolu) niż po polsku. Orange, pink, blue na przemian z żółty, czerwony, zielony, ewentualnie green i red - woła. Niezmiennie mnie zaskakuje mój syn.
Fajna gra!
A jeszcze potem mieliśmy partyjkę Krzyś-ja. Jedną rundę przegrałam, drugą wygrałam. Na spostrzegawczość, refleks idealna do zabawy.

praca Julka






5 komentarzy:

  1. Brawo Julek! A ile przy tym emocji! Nie martw się Marta, Krzyś dostosuje swoja prędkość w zabawach z Jukiem, to tylko kwestia czasu. Kiedyś kolorowałam wspólnie z Antkiem prace domowe, pani w szkole powiedziała, że to się nazywa "praca równoległa" Oczywiście mówiłam pani, że Antek kolorowania nie lubi. Nadrabia teraz pisaniem. O ile w mowie używa swojego narzecza, to w piśmie posługuje się tylko sobie znanym alfabetem :D Ale zawsze proszę go o przetłumaczenie " co autor ma na myśli" , tłumaczy i dogadujemy się. Pozdrowienia dla wszystkich Twoich chłopaków :D BaHa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Basiu, Krzyś już to potrafi. Czasem tylko budzi się w nim zwierz, który ma potrzebę zwycięstwa! Ta męska rywalizacja, wiesz. ;) Fajnie, że Antek wyraża swój świat. :) Czy zawsze wszystko musi być dla nas od razu zrozumiałe? My to tak po babsku chcemy. ;)

      Usuń
  2. Rywalizacja jest wpisana w genach, zwłaszcza u mężczyzn :D Od razu.. nie, ale pracujemy, żeby inni zrozumieli :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem. Nam też zależy, żeby obywało się bez tłumacza w kontaktach z Julkiem. :)

      Usuń