niedziela, 10 czerwca 2018

Bianka

Weekend to przerwa od zajęć. I pełno wolnego czasu, który trzeba dzieciom czymś wypełnić. Zawsze były do południa animacje. W tym roku je odwołano, a ośrodek nie poszukał nikogo w zastępstwie. Przynajmniej wyjazdu do ZOO nie odwołano. Podjechał autobus i zabrał wesołą wycieczkę zdominowaną przez dzieci z zespołem Downa w wieku od 3 do 14 lat. Kierunek ZOO.
W płockim ZOO byliśmy dwa lata temu. Wtedy Igor z Julkiem jeździli w wynajętym drewnianym wózeczku, który na zmianę z Sylwią ciągnęłyśmy. W tym roku Julek samodzielnie wędrował ba! pędził od wybiegu do wybiegu. Szukał rekina i goryla. Ten pierwszy znalazł się w pięknym akwarium, ten drugi tylko na obrazku. Obejrzał z zaciekawieniem surykatki, żyrafę, zjadł gofra (zamiast loda przez katar, który od wtorku z lekka dokucza), wlazł do torby kangura (z trudem wymawiając wyraz "kangur"), przystanął przy słoniach, ale to przez pawia, który łaził między nimi, zamówił sobie sok, kulturalnie skorzystał z toalety, zaliczył małpi gaj.
Małpi gaj w płockim ZOO to malowniczno zawieszone nad konarami wysokich krzewów kilka torów przeszkód dla dzieci w wieku od 4 lat do 12. Zakończyć to przejście można zjazdem tyrolką (powątpiewałam, czy Julek zjedzie - ta wysokość i długość zjazdu) albo przewędrowaniem ścieżką mniej wyczynową. Nie że wątpię w możliwości Julka. Ja wiem, że to zwinne i ruchliwe dziecko. Nie wiedziałam jednak, że pomknie po nieznanym terenie z prędkością światła. Minie Biankę i Tomka. Zjedzie błyskiem po mega zjeżdżalni, wdrapie się na poziom wyżej i zanim zdążę zaczerpnąć powietrze, zjedzie tyrolką z okrzykiem: "Lutuuuuj!!!!". Uwielbiam to szczęście w roziskrzonych oczach Julka.
Ale to nie Julek był dla mnie tego dnia bohaterem (choć w środku pękałam z niego z dumy), ale Bianka.
Bianka to dwunastolatka. Bardzo delikatna w obyciu, silna budową ciała. Miękka na zewnątrz i w środku. Wyraźnie mówi. I wie, co mówi. Niespieszna jak Ent. Gdy Julek zaliczał trzecią rundę po placu zabaw, Bianka mozolnie brnęła do przodu. Powoli, ostrożnie, z namysłem. Wreszcie dotarła do końca i utknęła na tyrolce. Klasyczny dylemat. Chciałabym, ale boję się. Grażyna wołała: - Chwyć mocno uchwyt!  A Bianka: - Wiem, Grażyna! Edyta (mama Bianki) wołała: - Dasz radę, Biana! A Bianka: - Boję się! Ja wołałam: - Bianka, czekam na ciebie po drugiej stronie. Złapię cię! A Bianka: - Marta, czekaj! Nie trwała w bezruchu. Racjonalizowała swój strach. Tłumaczyła sobie, co może, jak może i czy da radę. Zrobił się korek. Dzieci za nią czekały na swoją kolejkę. A ona walczyła z lękiem. Walczyła, walczyła i jeszcze walczyła. Długo walczyła. Wstrzymałyśmy oddech. Wreszcie. Wreszcie usiadła. Chwyciła uchwyt. Zjechała. Dostała brawa, że chyba całe ZOO słyszało. Fajna dziewczyna! Koleżanka Julka. :)










Brak komentarzy:

Prześlij komentarz