Siedzimy na tarasie. Julek biega po ogrodzie. Pojawia się i znika z pola widzenia. Nie szkodzi. Zna teren. Nie zwieje. Po dłuższej nieobecności rzeczywiście znów się pokazuje.
Dumny z siebie demonstruje coś:
- Mam! - mówi.
Zerkam uważniej.
Długie spodnie. Najlepsze dżinsy, wyjściówki. Tiszert z pieskiem. Taki szary.
Wróć!
Rano ubierał inny zestaw.
- Julek? - pytam.
- Mokre. - rzecze z miną niewiniątka wskazując ręką pokój, w którym leżą zdjęte rzeczy, faktycznie mokre.
Pęcznieję z radości, a nie wkurzenia.
Chłopak zmoczył się szlauchem. Poszedł do swojego pokoju. Wyjął rzeczy z komody (nie rozrzucając reszty). Zdjął mokre ciuchy. Włożył suche. Bez interwencji. Samodzielnie. Na szóstkę.
Ośmiotysięcznik Sam Się Rozbieram i Sam Ubieram na pewno zdobyty. Pozostał do osiągnięcia Szczyt Zapinam Zamek W Kurtce. Tymczasem cieszę się letnim samoogarnieniem Julka. Codzienność staje się prostsza w obsłudze.
Ładny, zgrabny, miły. Uśmiech pełen wdzięku. Twardy negocjator. Lubi postawić na swoim i wszystkich na baczność. Dynamiczny, z poczuciem humoru i buntem na wynos. A, ma zespół Downa. Ciągle o tym zapominam. Serio. Tylko jego rozwój i ciekawskie spojrzenia przypominają czasem, że ma. Przed państwem - Julek, młodszy brat Krzysia. Obaj to moi synowi. Dumna z nich ja!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz