poniedziałek, 9 lipca 2018

ppp (2)

Odroczenie obowiązku szkolnego - część dwudziesta któraś. Ostatnia.
Spotkanie z psychologiem.
Zestaw pytań podobny, przebieg sprawny i dokładny.
Po dziesięciu minutach zostałam zaproszona do gabinetu. Julek zażyczył sobie obecności mamy.
Nie. Nie i nie.
Nie chcę w tych badaniach uczestniczyć.
Ponosi mnie, żeby Julkowi podpowiedzieć metodę - nawet nie samo rozwiązanie - bo wiem, że prawdopodobnie zna odpowiedź, tylko pytanie trzeba inaczej skonstruować. Nie mogę podpowiadać. Rozumiem. Dostosowuję się. Męczy mnie ta wymuszona bierność.
Julek znudzony.
Odmawia współpracy.
Ja zżymam się.
Słodko nabrzmiały głos badającej brzęczy mi w uszach. Nieznośnie irytuje.
Wyczuwam sztuczność. Drażni mnie.
Julka chyba też. Zaczyna zachowywać się idiotycznie. Nienaturalnie. Buczy, wydaje nieartykułowane dźwięki, wysuwa język, jakby zaliczał natychmiastowy regres. Ucieka do pudełka zabawek. Rozrzuca je. Wydaje się kompletnie obojętny na uwagi pani badającej. Testuje ją. Sprawdza, na ile może sobie pozwolić. Wkurza mnie syn, którego nie znam. Bo to, co robi, to teatr. Koszmarny teatr groteski. Wkraczam do akcji. Sprowadzam syna na tory w miarę przyzwoitego zachowania. Z trudem kończy badanie. Zaczynam się gubić w tym, co wie, a czego nie rozumie. A jednak nie boli brak Julka umiejętności. Smuci zachowanie kompletnie odległe od tego z na co dzień, od tego, co było jeszcze przed chwilą, tuż przed wejściem do gabinetu i tuż po wyjściu z niego. 
Niedobrze mi, gdy pomyślę, że przed nami za siedem-osiem miesięcy kolejna porcja rozgrywek badających poziom inteligencji mojego dziecka.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz