poniedziałek, 17 lipca 2023

Dolina Małej Łąki

Wczoraj lajtowa niedziela. Ruszyliśmy z pensjonatu w kierunku Kościeliska, po krótkiej wędrówce wzdłuż ulicy skręciliśmy w ścieżkę wiodacą do trasy pod reglami. Minęliśmy chatę Sabały. Była jednak zamknięta. Na trasie pod reglami ruszyliśmy w lewo do Doliny za Bramką. Dwudziestoparominutowy spacer leśnym szlakiem wzdłuż potoku był idealnym wyborem na ten gorący dzień. Na końcu czekał nas piknik nad potokiem. 



Plan był taki, że z doliny wracamy do domu, ale nikomu się nie chciało, więc ruszyliśmy dalej reglami. Minęliśmy wejście na Dolinę Strążyską, wejście do Doliny Białego i dotarliśmy do Wielkiej Krokwi. Tam był czas na porcję lodów. Potem autobusem wróciliśmy do domu. 




Tego dnia przeszliśmy łącznie 9 km. 

A dzisiaj jedna z moich ulubionych dolin. Dolina Małej Łąki. Podjechaliśmy jeden przystanek autobusem nr 11. Przez polanę przeszliśmy znów do trasy pod reglami. Tym razem skręciliśmy w prawo, skąd mieliśmy jakieś dziesięć minut spaceru do początku szlaku.


Słońce piekło. Duszno. Czuliśmy nadchodzącą (gwałtowną) zmianę pogody. Po drodze przystanek nad potokiem. Dla orzeźwienia.



Przy rozwidleniu zdecydowaliśmy się iść prawą trasą do Przysłopu Miętusiego. Wije się lasem, polaną, wąską ścieżką wzdłuż tatrzańskiej roślinności. Pół godziny nietrudnej wspinaczki i byliśmy na Przysłopie. Dzisiaj od rozwidlenia miałam towarzyszkę. Ada zdecydowała, że pójdzie ze mną, nie z mamą, która wchodziła na Przysłop od lewej strony. Szło nam się wyśmienicie. Ucinałyśmy babskie gadki. Słuchałam Ady. Znamy się już w zasadzie długo. Lubię tę dziewczynę. 




Na Przyslopie Miętusim piękne widoki przysłaniały chmury. Zaczynało wiać. Wiedzieliśmy, że czasu z dobrą pogodą mamy coraz mniej. Julek, który najlepiej zmotywowany do chodzenia jest wtedy, gdy wie, że idzie do góry, żeby osiągnąć cel, a potem już tylko do dołu, szedł dzisiaj dobrze. Mimo że rano nie chciał wstawać i w ogóle nie w góry. Coraz wytrawniejszy z niego turysta.




Z Przysłopu ruszyliśmy w kierunku Wielkiej Polany Małoląskiej, żeby stamtąd dojść do naszego rozwidlenia.


Na rozwidleniu zaczęło kropić. Przed deszczem nie zdążyliśmy uciec, więc po prostu szliśmy. Szliśmy przed siebie, równym krokiem. Autobus nam odjechał. Następny miał być za godzinę. Szliśmy więc dalej pod reglami do miejsca, z którego dzień wcześniej zaczynaliśmy naszą wycieczkę do Doliny za Bramką. Drogę już znaliśmy. 


Nikt nie ucierpiał. Przygodę zaliczyliśmy. W domu zdjęliśmy mokre ubrania. I znów było dobrze. :)

Julek przeszedł 8 km. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz