poniedziałek, 17 czerwca 2024

Gdańsk 2024

Pomysłodawczynią była wychowawczyni Julka klasy - ulubiona, ukochana, najlepsza Osoba - pani Edyta Płocha.

Rodzice przyklasnęli. We wrześniu wybraliśmy miejsce, ustaliliśmy termin, poszukaliśmy noclegu. Wspólna organizacja wyjazdu integracyjnego dzieci z rodzicami, rodzeństwem i Wychowawczynią wypaliła. 

Padło na Gdańsk. Wiadomo - bezpośredni dojazd koleją. Gdańsk Oliwa - w przystępnej cenie hotel, dobra baza wypadowa na plażę w Jelitkowie, zoo niedaleko, piękny ogród. Termin czerwcowy weekend. Początkowo miał być 8-9 czerwca, przesunęliśmy na tydzień później. Wtedy każdy weekend czerwca mi pasował. Wtedy jeszcze nie wiedziałam. Nie wiedziałyśmy. Zebrało się ludzi w liczbie trzydzieści parę. Krzysiek zakomunikował, że nie chce jechać. Trochę ze smutkiem, jednak z dużym zrozumieniem przyjęliśmy argumenatcję nastoletniego syna. 

Wiosną cieszyłam się na ten wyjazd. Tą samą wiosną, w której przyszła zapaść zdrowia mojej mamy. Potem jednak było już lepiej. Nadzieja na krótki wyjazdowy reset rosła.

Życie jednak ma swoje plany. Termin zasadniczej operacji wyznaczono na połowę czerwca. Gdyby wyjazd odbył się w pierwotnym terminie, pojechałabym. Ale we wrześniu nic jeszcze nie wiedziałam. Za to, gdy szpital podał datę zabiegu, zrozumiałam, że nie pojadę z chłopakami. Przelotnie ogarnął mnie smutek. Rozczarowanie było jak wiosenna burza. Przyszła, poszła, nie ma. Ze zmianą planów mam się ostatnio całkiem nieźle. Wiem, że są rzeczy ważne i ważniejsze. Teraz ich doświadczam. Gdańsk może poczekać.

Gdy w piątek rano Radek z Julkiem wsiadali do  pociągu, Krzysiek jechał do szkoły, a ja pracowałam zdalnie z domu w Bielsku, moja mama wieziona była na blok operacyjny. Różne cele, różne emocje, każdy z nas doświadczał czegoś skrajnie różnego. Uśmiech Julka, który doganiał mnie z nadsyłanych zdjęć, działał jak balsam. 

Chłopaki pojechali, wrócili, zadowoleni, pełni wrażeń. Krzysiek zorganizował nocowankę dla siedmiu osób. Dom przetrwał w stanie nienaruszonym. Sąsiedzi ze skargą na hałasy nie dzwonili. Mama przeszła pomyślnie operację. Całkiem dobrze dochodzi do siebie. Rekonwalescencja jeszcze potrwa, ale już niebawem w warunkach domowych. A ja? Ja poddaję się temu co wokół. Zdalnie ogarniam dom. Fizycznie robią to Radek z pomocą Krzyśka. Jestem teraz tutaj, obok, gotowa na każde wezwanie mamy, opieka dla Ludwika. 

Tymczasem dzielę się zdjęciami z wyjazdu do Gdańska. Nie przedstawię relacji naocznego świadka. Nie opowiem tego słowami Radka. Po prostu pokażę.  












 

Autorami zdjęć są Wiola Kędziora, Edyta Płocha, Wojtek Mikołajczyk i mój Radek. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz