Gdy we czwartek weszłam po Julka w połowie zajęć, ten natychmiast korzystając z okazji, czmychnął na podłogę i dobrał się do pudełka z zabawkami, które zawsze obsługuje po zajęciach z p. Justyną (gdy ja w tym czasie omawiam z panią zadania na kolejny tydzień). Normalnie mam czas na wyciągnięcie Julka z tego kąta, teraz jednak grunt palił mi się pod nogami i choć wiedziałam, że pielęgniarka opanowała sytuację, chciałam być przy Krzysiu. Już. Teraz. Natychmiast.
Zdesperowana przyklęknęłam przy Julku i w kilku prostych zdaniach wyjaśniłam zdarzenie.
Reakcja Julka przeszła moje najśmielsze wyobrażenia.
Natychmiast podniósł się z kolan.
Żołnierskim krokiem pomaszerował do przedpokoju.
Bez słowa sprzeciwu dał się ubrać.
Bez marudzenia poszedł do auta.
"Nie" zniknęło z horyzontu. Wyparowało. Całą drogę powtarzał za to jak mantrę: "Ksy-ys, ała, gowa (głowa), dotoch (doktor), ich (tu: już/koniec/załatwione)".
Na widok Krzysia mocno przytulił się do brata.
Empatia, lojalność, miłość - niezwerbalizowane. Realizowane w praktyce. Oto cały Julek.
Ładny, zgrabny, miły. Uśmiech pełen wdzięku. Twardy negocjator. Lubi postawić na swoim i wszystkich na baczność. Dynamiczny, z poczuciem humoru i buntem na wynos. A, ma zespół Downa. Ciągle o tym zapominam. Serio. Tylko jego rozwój i ciekawskie spojrzenia przypominają czasem, że ma. Przed państwem - Julek, młodszy brat Krzysia. Obaj to moi synowi. Dumna z nich ja!
O kurcze jak wspaniale i dojrzale Julek podszedł do zdarzenia.pozdrawiamy i zdrooofka
OdpowiedzUsuńDziękujemy :)
Usuń