niedziela, 8 stycznia 2017

U dziewczyn na urodzinach

Dwie imprezy urodzinowe. Dwie o różnym charakterze.
Urodziny Poli. Wynajęta sala w miejscowej cukierni. Nieduży kącik do zabaw dla dzieci. Dzieci w wieku od jednego roku do dziewięciu lat i jedyny Julek, którego Pola zna z przedszkola. Wszyscy goście to w zasadzie rodzina i bliscy znajomi rodziców Poli. Tym bardziej doceniam to zaproszenie. Pola darzy Julka szczególną sympatią i najwyraźniej nie wyobrażała sobie, żeby miało go nie być na jej urodzinach. Dla rodziców z kolei zespół Downa najwyraźniej nie był przeszkodą, żeby spełnić życzenie córki. Skoro dla Poli Julek był ważnym gościem. Na tyle ważnym, że niemal każdemu kto wchodził, biegła opowiadać, że jest z nią Julek, kolega z przedszkola "Wyliczanka". Julka wołała, żeby szedł z nią witać gości. Julek wolał siedzieć w kąciku z zabawkami. 
Na tej imprezie zostałam z Julkiem. Krótka ocena sytuacji. Szybka decyzja. Intuicja mnie nie zawiodła. Julek nie trzymał się mnie kurczowo. Pięknie samodzielnie się bawił, ale kontrolnie co jakiś czas wypuszczał żurawia wołając dla pewności "Mama?". Nie czuł się pewnie w nowym otoczeniu, z obcymi twarzami, z jedną tylko Polą, którą znał.
Kulturalnie zjadł owoce i żelki, napił się soku, pokrążył wśród dzieci, poodbijał balona, puszczał samochodzik z ledwo poznaną Anastazją. Nie gadał, badał wzrokiem, uśmiechał się w zabawie. Wyszedł po dwóch godzinach, w środku imprezy, bez żalu. Z tatą jechał na basen.
Urodziny Uli. Sala zabaw. Pełna świadomość Julka gdzie jedzie, po co jedzie i co będzie robił. Wiozłam go z mocnym postanowieniem towarzyszenia mu, które kompletnie się rozmyło, gdy ujrzałam zdecydowanie i pewność Julka przy wchodzeniu na salę. Znów krótka ocena sytuacji. Szybka decyzja. Umówiłam się z rodzicami Uli, że w razie czego, niech dzwonią. Zostawiłam Julka samego. 
Wróciłam do domu. Telefon wyjęłam. Żeby słyszeć. Jak zadzwoni. Napiłam się herbaty. Dokończyłam z Kurtem Wallanderem śledztwo. Telefon pod ręką. Milczał. Ogarnęłam kuchnię. Zdecydowałam, że pojadę po Krzysia (który dwie trzecie niedzieli spędzał u najlepszego kumpla) i z nim odbiorę Julka. Nie mogłam usiedzieć na miejscu. Telefon pod ręką. Jak sobie Julek tam daje radę? W aucie ściszyłam radio. Żeby słyszeć telefon. Jak będzie dzwonił. Może. Z mamą Damiana pogadałam, napiłam się jej pysznego soku, zjadłam szarlotkę. Telefon na stole. Milczał. Milczał! Krzysia zgarnęłam. Pojechaliśmy. Na miejsce dotarliśmy dziesięć minut przed czasem. Julek bez entuzjazmu nas witał. Raczej z wyrazem twarzy "już przyjechaliście?". Podobno nie jadł, nie pił, z toalety nie chciał korzystać. Bawił się. Po prostu bawił. Jak reszta dzieci. Niezespołowych dzieci.
Pierwsze podcinanie pępowiny mam za sobą. 
Z nas dwojga, mnie było z całą pewnością trudniej. 

5 komentarzy:

  1. Fantastycznie! Gratuluję! Cudny ten Wasz Julek, nic dziwnego, że życie towarzyskie kwitnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję:) Też sobie często myślę, że fantastyczny. Całkiem nieskromnie. ;)

      Usuń
  2. Gratulacje! Dla Ciebie i Julka! :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Za czasów mojego dzieciństwa niewyobrażalne było integrowanie dzieci z dziećmi z zespołem. Te drugie przemykały cicho przez podwórko, trzymając często kurczowo za rękę mamę czy tatę i patrzyły na zabawy zwykłych dzieci z mieszaniną niedowierzania i olbrzymiej tęsknoty w oczach. Nikt nie wpadał na pomysł, że mogły by przecież choć spróbować dołączyć do zabawy.

    Jak to dobrze, że jest inaczej. Jak to dobrze, że Julek tak nie musi. Jak to dobrze, że jest normalniej, zwyczajniej i bardziej po ludzku. Jak widać na julkowym przykładzie - nic strasznego się nie dzieje, gdy do zabawy dołączy dziecko niezdążające tak jak inne. Może zabawa się wtedy trochę modyfikuje, a może nawet nie. Ale przecież - nikt nic nie traci, wszyscy korzystają.
    Brawo Julek. Brawo rodzice dziewczynek za przełamanie durnowatych stereotypów i pewnie trochę też własnych obaw. No i brawo mama - znam to gapienie się w komórkę, gdy dziecko się choć trochę usamodzielnia. I niedowierzanie, że jednak nie dzwoni :)
    Fajni jesteście. Po prostu.
    Iza

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też mam poczucie, że coś drgnęło w naszym społeczeństwie. :) I wcale nie chcę udowadniać, że Julek jest w normie intelektualnej i że jest taki jak niezespolowe dzieci. Nie. Chcę tylko, żeby to
      spoleczenstwo rozumiało, że syn mój mimo wielu ograniczeń tak samo jak inne dzieci chce się bawić, cieszyć, być dostrzegany i postrzegany nie przez pryzmat wady genetycznej, ale przez pryzmat tego jaki jest. A jest fajnym chłopcem, który lubi biegać, śmiać się, przekomarzać, jeść lody i popcorn, oglądać bajki i tańczyć. Skupiajmy się na tym, co łączy, a nie co dzieli, a jest wtedy wtedy na współistnienie, a nawet może integrację niepełnosprawnych dzieci z pelnosprawnymi.
      Dziękuję bardzo za ten wpis. :) Pozdrawiam cieplutko

      Usuń