niedziela, 25 czerwca 2017

Urodziny Krzysia

Jest taka scena w "Shreku Forever", gdy ogr u boku Fiony i trzech (może czterech?) ogrzątek zachłystuje się życiem rodzinnym, szczęśliwość go ogarnia, żeby przy kołowrotku dni i powtarzalności tych samych utartych rytuałów, zaczął go ogarniać wnerw.
U mnie też tak bywa. Przy czym ten kołowrotek powtarzalnych momentów dnia codziennego spłaszczył się, skonkwertował i chyba przyspieszył, bo mi teraz dni przeszły w miesiące, a coroczne imprezy odhaczają kolejne pory roku w kalendarzu. Wnerw rośnie.
Bo mi się coraz mniej chce. Bo zmęczenie materiału dużo prędsze. A czas resetu dłuższy. Mam niedosyt zaszycia się kąciku z książką w ręku i ciszą w sobie.
Więc gdy starsze dziecko przypomniało o urodzinach dla kolegów, to mi się wsteczny włączył i chciałam zwiać. Wzięłam jednak głęboki wdech i w podskokach przygotowałam (z nie tak oczywistym udziałem Krzysia) zaproszenia, piniatę, zamówiłam tort, wymyśliłam (przy wsparciu internetu) konkurencje sportowe przeplatane zagadkami (od łatwych za 1 punkt, do logicznych za 3 punkty, tu: czerpałam pełnymi garściami z Alfika matematycznego), we czwartek i piątek upiekłam przy wsparciu Krzysia ciasteczka, w piątek zakończyłam z Krzysiem trzecią klasę, odebrałam w Mińsku orzeczenie o niepełnosprawności Julka, w sobotę zaliczyłam kawałek pikniku rodzinnego w Julka przedszkolu (chłopaków z Radkiem zostawiłam i pomknęłam do domu zahaczając po drodze po tort), dokończyłam szykować stół, gdy wróciło moje towarzystwo. Za pół godziny zaczęli się schodzić goście.
Tegoroczna impreza była pod znakiem piłki nożnej.
Krzyś po raz pierwszy stanowczo odmówił zaproszenia koleżanek. Za to zażyczył sobie wszystkich kolegów z klasy plus najserdeczniejszego kumpla Damiana. Łącznie 13 osób. Trzynastu facetów z czystą i odnawialną energią.
Zaproszenia były z motywem piłki.
Piniata oczywiście przedstawiała piłkę (kleiłam od poniedziałku, w sumie sześć warstw).
Zamówiłam tort kibica.
Konkurencje nie były związane z piłką nożną.
W tę chłopaki grali na początku i na końcu imprezy.
Impreza była zziajana, ale niewątpliwie udana. Nikt nie chciał wychodzić. :)
Finalnie była dziesiątka do opanowania. Kilka fochów, jeden guz, jeden krwotok z nosa (bez zewnętrznej interwencji). Poza tym było wesoło, sportowo, słodko i urodzinowo.
Fajne chłopaki.



Chłopaki lubią rozbijać piniatę. Dopiero w trzeciej kolejce pojawiła się szczelina i nadzieja, że wreszcie polecą cukierki. Trzeba było jeszcze jednej kolejki, żeby dobrać się do zawartości.

Julek uderza. Celnie. Ale mało skutecznie.

To najważniejszy moment. Łowy! 

Choćbym nie wiem, jak się starała, to nie zrobiłabym takiego tortu. Wygląd niezły i smak wspaniały!

Sztafeta z piłeczkami. Pachołki długo nie wytrzymały. Boksowane przez chłopców w przerwach między zawodami, po prostu popękały.

Zrób kulturystę. Masz bluzę i balony. Działaj! Mieli zabawę przy tej konkurencji.

Wyścig na krze. Krą była butelka i deseczka. Zasada prosta: rzucasz krę i możesz tylko po niej stąpać. Za pachołkiem suchy ląd. Wracasz biegiem.

Outsider. Obserwator. Trudny współuczestnik.

Cieszynka. Po golu z przewrotki. Chyba. ;)


2 komentarze:

  1. U nas było sześciu. Ale w mieszkaniu, bez wychodzenia na dwór. Czuję się jak bohaterka :)
    A, dziewczynki też zostały oprotestowane. Taki mamy wiek chyba.
    Pozdrowienia.
    Iza

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj tak! Należą się brawa za ogarnięcie męskiego towarzystwa bez wychodzenia na dwór. :) W piątek, gdy lało niemal cały dzień, z trwogą myślałam o sobocie. Oczami wyobraźni widziałam ten tłumek ściśnięty w Krzysia pokoju, potem w salonie, potem rozlany po całym mieszkaniu... I gdzie tu rozładować tę energię? ;) Chyba rzeczywiście to domena wieku taka impreza jednopłciowa.

      Usuń