niedziela, 6 maja 2018

Kazimierz Dolny

Majówka miała to do siebie, że działo się dużo, towarzysko, wycieczkowo, koncertowo, w słońcu.
Najpierw w poniedziałek przyjechała babcia Krysia.
Potem z niepokojem śledziliśmy prognozy pogody.
We wtorek zaopatrzeni w prowiant, dobre nastroje, ramowy plan działania wyjechaliśmy tuż po siódmej trzydzieści do Kazimierza Dolnego. Ten sam pomysł miał cały tłum ludzi. Przy czym o tym dowiedzieliśmy się dopiero na miejscu i to po zwiedzeniu Wąwozu Korzeniowego. Ten jeszcze przewędrowaliśmy nie ocierając się o innych turystów.
Był 1 maja, godz. 10.00, słońce zachęcało do spacerów.
Trudno w dzikim tłumie ludzi dostrzec urok Kazimierza. Trudno wszystko zwiedzić przy Julku, który zdominował początek naszej wycieczki stanowczym "nie". "Nie" stopniało przy lodach, zostało wchłonięte przez gofra. Potem w pacyfikacji donośnego sprzeciwu pomógł plac zabaw. A już godzinny rejs po Wiśle wyciszył chłopaka tak, że w długiej kolejce po frytki (belgijskie) stał cierpliwie, długo, bez dąsów.
Wycieczka była udana! :)
















Brak komentarzy:

Prześlij komentarz