poniedziałek, 17 maja 2021

Niedzielnie

Ledwo po południu było. Słońce jeszcze przebijało się przez chmury. Wiatr jednak niezmordowanie pracował mimo dnia świętego i przyganiał-przeganiał-doganiał chmury. Coraz więcej. I więcej.

Postanowiliśmy zrobić znaną nam pętelkę, czyli dwuipółkilometrową rundkę wokół naszej wsi. Julek stwierdził, że lubi kółko. Pojechaliśmy. To mój ulubiony moment. Ludzie w domach zasiadają do niedzielnego obiadu. Mało aut na drogach, spacerowiczów jak na lekarstwo. Cisza, spokój. Wiatr i my.

Na rozdrożu z kałużą, która przez ten bezdeszczowy tydzień zdążyła wyschnąć, Julek podchwycił Krzysia opowieść, że wczoraj, na tamtym mostku... I narzucił zmianę kierunku. No dobrze. Jedziemy na mostek. Pod nim wije się wąska strużka miejscowej rzeczułki, która w opowieściach rdzennych mieszkańców urasta do rangi niebezpiecznego cieku wodnego, który potrafi wezbrać przy niekorzystnych warunkach pogodowych. Niektóre rzeczki tak mają. Dojechaliśmy. Odpoczęliśmy. Zawróciliśmy. 

Nie byłam gotowa na kontynuowanie kierunku jazdy, bo wiedziałam, że droga powrotna trochę za długo biec będzie przy jezdni. Jeszcze Julek musi się wdrożyć w bezpieczną jazdę. Zawróciliśmy, dodając do naszej 2,5 km porcji jazdy jeden kilometr. Zwiększamy powoli racje. Julek na rowerze czuje się coraz swobodniej. Zaczyna przyspieszać, gwałtownie hamować. Szarżuje. Na kolejną wycieczkę koniecznie wziąć octanisept i plasterki.

Maj rozkwitł. Pachnie, kwitnie, zieleni się, śpiewa, brzęczy. Najpiękniejszy z miesięcy. 




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz