Julek miał swoich kumpli i kumpele. Wędrował bez marudzenia. Nie były potrzebne motywacyjne gadki. I choć nadal nie jest to ulubiona aktywność mojego młodszego syna, to jednak cieszę się, że potrafi wędrować. Znamy jego możliwości, znamy jego ograniczenia, nie forsujemy nic na siłę.
Wracaliśmy do domu spełnieni, z lekkim niedosytem. W pośpiechu prałam stertę ubrań Julka wdzięczna za słońce, wiatr i upał (którego tak normalnie nie lubię). Chłopak miał półtora dnia na relaks z padem w ręku. W poniedziałek o poranku wiozłam go na kolejną przygodę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz