Pierwszy tydzień wakacji spędziliśmy w Zakopanem. Całkiem sprawnie (po raz pierwszy korzystaliśmy z oddanych odcinków drogi, która tym razem zajęła nam zaledwie 4,5 godziny) wylądowaliśmy w bazie wypadowej, idealnej na wszelakie wycieczki bliższe i dalsze w bardzo różnych konfiguracjach. Po rocznej przerwie znów udało nam się spotkać w kilka rodzin, których obecnie wspólnym mianownikiem są nie tylko dzieci z zespołem Downa, ale pasja górskich wędrówek, ochota na wspólny czas, pogaduchy, śmiechy, refleksje.
Dla Julka to bardzo ważny punkt wakacyjnych wyjazdów. Góry, Igor, Maks, Ada. Z nimi najwięcej spędza czasu. Wprawdzie część tego czasu polega na tkwieniu w telefonach, ale nie za dużo. Bo jest też czas na wspólne kolorowanki, planszówki (Julek bardzo polubił Monopoly Tatry, które przywiozła mama Igora), grę w piłkę nożną. Wspólne wypady do sklepu na lody (Julek), soczek (Igor) i czipsy, ale tylko paprykowe (Ada). Jest też czas na górskie szlaki.
W ostatnią czerwcową niedzielę zaczęliśmy wspólnie od wycieczki na Rusinową Polanę. Wyszliśmy standardowo z Wierchu Poroniec. Tym razem pogoda była łaskawa i mogliśmy urządzić sobie piknik na hali. Zdecydowaliśmy, że z Rusinowej Polany zejdziemy do Schroniska w Dolinie Roztoki, a nie ja zawsze przez Wiktorówki do Zazadnej. Wędrówka wydłużyła się znacznie, a miało być lajtowo na początek. Dłuższy odpoczynek w schronisku doładował baterie i można było spokojnie dojść asfaltem do parkingu w Palenicy Białczańskiej.
Julek. Julek na szlaku szedł zawodowo. Nie skarżył się, nie narzekał, nie zatrzymywał, chyba że na krótki odpoczynek. Pod sam koniec bolały go nogi, przyzwyczajone do tras dziesięciokilometrowych, a nie o kilka kilometrów dłuższych. Dotarł jednak dzielnie do końca. Otwarcie wyjazdu okazało się nad wyraz udane.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz