Czwartki są moje.
Wpadam z chłopakami do domu jak burza. Szybki obiad, krótki trening.
Na rozgrzewkę Julek słucha porcji sylab.
Potem ćwiczenia rozciągające i utrwalające. Łąką ukwiecona. Dziś poszerzona o gołębia. Gołąb stosowany w pierwszej serii czytanych sylab. Dlaczego więc nie nazwać nim ptaka lecącego nad łąką? Szary. Nijaki. Jakby gołąb. Go-łąb idzie opornie. Za to motyl wylatuje Julkowi lekko i powabnie.
Skręty na krześle przechwytuję w locie. Na koniec nagroda. Ćwiczenia wyciszające. Julek wybrał układankę z puzzle z serii co pasuje? Zna ją na pamięć. Łatwa to część treningu i przyjemna. Utrudniam nieco. I pytam co to jest? Wiele nazw zakotwiczyło się w Julka głowie. Ujrzały dziś światło lampki na biurku.
śmigam na dół.
Zabieram Krzysia.
Jedziemy razem. To razem przez osiem minut w jedną stronę i osiem minut w drugą jest bardzo nasze. I cenne. Krzysia odstawiam na taekwondo. Siebie na fitness. Teraz właśnie moje sześćdziesiąt minut. Jeees!! Wchodzę pewna siebie, wychodzę zezwłok. I teraz oksymoron. Zezwłok z energią. Choć do niedzieli czuć będę skutki mojego treningu.
Ładny, zgrabny, miły. Uśmiech pełen wdzięku. Twardy negocjator. Lubi postawić na swoim i wszystkich na baczność. Dynamiczny, z poczuciem humoru i buntem na wynos. A, ma zespół Downa. Ciągle o tym zapominam. Serio. Tylko jego rozwój i ciekawskie spojrzenia przypominają czasem, że ma. Przed państwem - Julek, młodszy brat Krzysia. Obaj to moi synowi. Dumna z nich ja!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz