poniedziałek, 21 marca 2016

Zestaw ćwiczeń ten sam

Wróciliśmy po słodkim lenistwie do pracy.
A że ostatnio z energią do działania nie jest mi po drodze, ograniczam się do powtórek. Słuchanie przede wszystkim. Książeczka z płytą (ciągle część 1.) codziennie rano wędruje do przedszkola, popołudniu odbieram ją razem z Julkiem po to, żeby w domu odsłuchać po raz trzeci. I ostatni danego dnia. Julek poddaje się rytuałowi bez większego już marudzenia. Nonszalancko paluchem wskazuje sylaby, znudzony wyprzedza lektora. Gada: ba-nan, ba-ran, bu-da, flagowe bo-bas, fa-so-la, (do)-mi-no itp. Jedne wyrazy bezbłędnie, inne kompletnie niezrozumiale (co mnie niezmiennie rozbawia, bo przekonanie Julka o właściwej artykulacji jest niewątpliwe). Kto zgadnie, co znaczy popota?
I ćwiczymy czasowniki. Zestaw ten sam.
Julek sam już odpowiada, że bobas/chłopiec/pani/pan/dziewczynka (w zależności co za wykonawca czynności jest na obrazku): je, myje, pije, czyta, stoi, siedzi, idzie, (ma)luje, (ry)suje. Wszystkie pozostałe pięknie za mną powtarza. Pięknie w sensie, że chętnie, bo nie że zrozumiale.
I rozgryzłam już Julka (rzecz mało odkrywcza).
To, co mu znane, obmacane, wyćwiczone, powtórzone, robi bez szemrania.
Nowe rzeczy najczęściej odrzuca. Omija. Nie chce wysiłku. W tym punktach spalam się szybko. I wracam do obszarów poznanych. Nabieram sił, żeby nowe zamienić w poznane. Zaczynam lubić pracę z Julkiem.

2 komentarze:

  1. No i ciągle poruszamy się w kręgu sylab od "ba" do "ha". Odpowiedź brzmi: hipopotam. :) Z tyloma sylabami na raz Julek sobie jeszcze nie radzi, no chyba że za mną powoli powtarza.

    OdpowiedzUsuń
  2. Marta, Roszek od trzech lat zna samogłoski i wyrazy dzwiekonaslasowcze. I ani kroku dalej. Jak tylko coś nowego wprowadzam - opór niesamowity...

    OdpowiedzUsuń