środa, 2 marca 2016

Słuchawki

Najsłodsze w opanowywaniu krakowskiej są przygotowania.
Takie słuchanie na przykład wymaga słuchawek. Obowiązkowo. Żeby materiał dydaktyczny sączony przez uszy do głowy nie był rozpraszany przez dźwięki spoza nagrania. W pełnym skupieniu, w izolacji dźwiękoszczelnej. Dobra, trochę podkoloryzowałam.
Niemniej bez słuchawek ani rusz.
Popłoch w domu. Słuchawek brak.
Pożyczałam z pracy, pożyczałam od babci i sąsiada. Przymierzałam na julkową głowę. Jedne spadały, drugie się trzymały, te dawały podsłuch (i wiedziałam którą sylabę czyta lektor, a to pozwalało na kierowanie Julka palcem na właściwą sylabę - bez koordynacji słuchowo-wzrokowej nie ma racji bytu ten odsłuch), tamte ani ciut.
Ze sprzętem było jeszcze weselej. Jeden odtwarzacz CD padł był dawno po odcięciu prądu pogodą gwałtowną, drugi nie miał wejścia właściwego, przy komputerze mało miejsca i zeszyt latał, spadał, zsuwał się jak niepokorne ramiączko stanika. Dość!
Rozwścieczona, zmuszona, zmaltretowana zbudowałam narzędzia pracy od podstaw.
Kierunek sklep.
Gdzie zaopatrzyłam się w słuchawek dwie pary, rozłączkę dla nich, i mały przenośny CD-player (cholera! przespałam całe pokolenie empetrójek, które wymiotło to czego szukałam i ledwo znalazłam wciśnięte gdzieś w kąt, pokryte kurzem).
Praca na nowym sprzęcie ruszyła pełną parą.
Technicznie nie mam zastrzeżeń, poznawczo ziewam paskudnie. Julek jakby mniej. Na zdrowie!
Jak sięgnę pamięcią wstecz, mniej więcej do czasów walkmanów, zawsze w procesie nauki najlepiej szły mi porządki. ;)

Testowanie sprzętu.



Wersja docelowa sprzętu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz