środa, 11 października 2017

Wolno-nie wolno

Najpierw miałam wrażenie, że się przesłyszałam.
Potem się nawet ucieszyłam, bo ten etap u każdego dziecka mówiącego wcześniej czy później się pojawia, a u Julka była cisza.
Na koniec ogarnęła mnie panika, bo zaraza rozprzestrzeniała się w tempie błyskawicznym. 
I jak z nią żyć.
Kuwa mać.
Uderzam się w pierś. Początkowo bagatelizowałam, w duchu dziękując - chyba po raz pierwszy i jedyny - za niewyraźną artykulację produkowaną przez Julka. Nie upłynął tydzień, a samokształcenie w temacie przekleństw poszło nad wyraz dobrze. Artykulacja bez szwanku, nie pozostawiała najmniejszych wątpliwości, jaki wyraz jest przez Julka wypowiadany.
Bluzgi prędko weszły w nawyk. Codzienność je przygarnęła. Zaczęła się walka.
W pierwszej kolejności sprawdziłam, czy Julek rozumie, że używa niestosownych wyrazów. Rozumiał. Baaardzo dobrze rozumiał.
Zabroniłam używania.
Zakazany owoc najlepiej smakuje. Zaczął przeklinać pod nosem (Julek!! Słyszę!!!).
Reakcja zawsze była twarda i stanowcza. Orężem było wyrażenie: "nie wolno".
W krytycznych momentach Julek lądował w kącie.  
Kilka tygodni. Julek nasycił się nowością. Wchłonął zasady. Przestał przeklinać.
A teraz post scriptum. A może sedno sprawy.
Nie można z Julkiem wchodzić w niuanse, że przekleństwo jest dopuszczalne jako wyraz skrajnych emocji. Że czasem trzeba bluzgnąć, żeby sobie ulżyć i jest to usprawiedliwione. 
Z Julkiem jest tak-tak lub nie-nie. Jasne, proste zasady. Bez wątpliwości, poszlak i dyskusji. 
Dziś uderzył w przedszkolu kolegę. Pierwszy raz.
Nie usłyszę odpowiedzi na pytanie dlaczego. Nie będzie rozmowy o przemocy ani o sytuacjach, w których dopuszczalne jest użycie siły. 
Tak-tak lub nie-nie.
Wolno. Nie wolno.
Nieskomplikowany wybór.
Czasem brakuje mi siły. Czasem brakuje intelektualnego porozumienia. A czasem jest zwyczajnie prościej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz