czwartek, 30 listopada 2017

Ksyś

Do melodii "Panie Janie" Julek śpiewa "Witaj" i tu wymienia imię kolegi lub koleżanki z grupy przedszkolnej. Brzmi to tak: "Witaj Ada, witaj Ada", a ja dalej ciągnę: "jak się masz, jak się masz, wszyscy cię witamy, wszyscy pozdrawiamy, bądź wśród nas, bądź wśród nas" (każdy kto choć raz był na zajęciach z Weroniki Sherborne wie o co chodzi, zresztą ta piosenka powitalna wykorzystywana jest w wielu sytuacjach i chyba w przedszkolu dzieci też ją śpiewają).
Gdy jedziemy autem (to tutaj najwięcej śpiewamy), Julek często wraca do tej wersji, przy czym witamy tak każdą osobę z grupy Julka: Frania, Mateusza, Ulę, Polę, Gabrysia, Jasia, Kacpra, ciocię i Agatę (terapeutkę). I to nie raz i nie dwa, a tyle, ile trwa podróż. A że na Wolę do endokrynologa jechaliśmy ponad godzinę, wałkowaliśmy powitania wiele razy. Naprawdę wiele.
Powrót był nie krótszy. I znów zabrzmiało "Witaj Ula, witaj Ula" itd.
Kolejek było pięć.
Do wyczerpania zapasów.
Aż zabrzmiała cisza.
Padło więc sakramentalne pytanie: "kto teraz, Julku?"
I stała się rzecz niezwykła. A raczej zwyczajna, gdy więzi są solidne, dzień nie taki jak co dzień, a tęsknota ładuje się z tupetem.
Padło pytanie.
I w chwili, gdy ja pomyślałam, Julek to wypowiedział:
"Ksyś".
Telepatyczne, równoległe przywołanie nieobecnej, bliskiej nam obojgu osoby. Emocjonalne doznanie. Pierwsze takie z Julkiem. Niezwyczajne.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz