środa, 22 listopada 2017

Chyba trzeba gadać

Przedszkole. Odbieram syna.
W szatni Julek i ja oraz długonoga, ładna blondyneczka z grupy Julka (w przedszkolu od września) z równie ładną mamą.
Mama dziewcznki nawija:
- Córka jest taka wysoka, wygląda na pięć lat, a ma dopiero cztery (słychać zmartwienie w głosie). Pani syn jest tego samego wzrostu. Też z 2013 r.? - wyrzuca z nadzieją.
- Z 2010.
Szybki rachunek w głowie. Konsternacja. Dłuższy rzut okiem na Julka. Bach! Klapki z oczu spadły. Przyszło zrozumienie.
- Eeee... To dobrze. Że wśród dzieci. Zdrowych. Nie siedzi w domu.
Milczę. Uśmiech przyklejam do twarzy.
I teraz dwie, nie trzy refleksje w jednym kotle.
Pierwsza: nie pomagam. Łapię się po raz kolejny na tym, że nie chce mi się gadać o zespole Julka, tłumaczyć. Poza tym. Hellooou. Jesteśmy w Wyliczance. Tu Julka wszyscy znają. Chyba.
Druga: dwójka dzieci. Ten sam rozmiar wzdłuż niedekwatny do wieku biologicznego. I dwie matki. Jedna martwiąca się (dziecko przerasta o głowę rówieśników), druga ciesząca się (dziecko o dwa lata starsze od kumpli z grupy, wygląda na ich rówieśnika, przynajmniej tutaj nic nie zgrzyta).
Trzecia: komentarz. Niezręczny. Choć z dobrą intencją. Na pewno. Brak podstaw znajomości tematu. I w to miesza się refleksja pierwsza. Że powinnam. Krótkie streszczenie, CV zespołu Downa, wyjaśnienie, pogadanka, wykorzystać moment, kaganek wiedzy. I te sprawy.
Osoby postronne niewiele wiedzą o zespole Downa. I ja to rozumiem. Sama zanim znalazłam się w branży, nic nie wiedziałam. A znajomość rzeczy ułatwia wiele. Na przykład dobór oprawek do okularów, buta czy słów. Niedopasowane słowa bolą najbardziej.
Wczoraj byłam twarda. Załapałam się na dystans. I tylko te refleksje sobie rozwinęłam. Taka sytuacja.

2 komentarze:

  1. Doskonale rozumiem .Mam takie samo odczucie , gdy mojego Bartka porównują obcy do zdrowych dzieci.Może Bartuś jest trochę z innej bajki ,gdyż ma autyzm.Ale ból w sercu pozostaje ten sam. A tak na marginesie najbardziej denerwują mnie członkowie rodziny bliższej lub dalszej twierdząc ,ze po dziecku nie widać choroby.Pozdrawiam z łodygowic.

    OdpowiedzUsuń
  2. Pierwszy raz przeczytałam (...) Julek i ja (...) długonoga...I pomyślałam -niezły tekst, bez zbędnej skromności!
    Czy musimy tłumaczyć wszystko i wszystkim? Oczywistości zwykle się nie tłumaczy, choć to może założenie zbyt optymistyczne... Mi, podobnie jak innym naszym koleżankom z branży,też już mi się nie chce być tym kagańcem rozświecającym mroki "Downowego" tematu.
    Fajny tekst nawet dla mnie, która czytam tylko to co chcę przeczytać i to pomiędzy wierszami.
    Prowadzisz ten blog, oświecasz tych co chcą być oświecenia i to już dużo...

    OdpowiedzUsuń