Julek sam urzęduje w pokoju, ja w kuchni walczę z obiadem. Słyszę:
- No nieee.
- No nie.
- Goool!
- No nieee.
- Gol!
- Gol!
Julek bawi się w zorganizowaną przez siebie na prędce zabawę.
Różne mu chodzą po głowie pomysły. Ta seria zyskuje moje uznanie. :)
Ładny, zgrabny, miły. Uśmiech pełen wdzięku. Twardy negocjator. Lubi postawić na swoim i wszystkich na baczność. Dynamiczny, z poczuciem humoru i buntem na wynos. A, ma zespół Downa. Ciągle o tym zapominam. Serio. Tylko jego rozwój i ciekawskie spojrzenia przypominają czasem, że ma. Przed państwem - Julek, młodszy brat Krzysia. Obaj to moi synowi. Dumna z nich ja!
poniedziałek, 18 lipca 2016
sobota, 16 lipca 2016
Wakacje
My bawimy gości, Krzyś bawi u babci Krysi w Bielsku.
Nic za nam nie tęskni.
Czemu się temu nie dziwię? :)
Nic za nam nie tęskni.
Czemu się temu nie dziwię? :)
Goście z Sokółki
Poznaliśmy się na naszym pierwszym Zlocie Zakątkowym w Zaździerzu. To było cztery lata temu.
Polubiliśmy się od pierwszego wejrzenia. Przylgnęliśmy do siebie jak bratnie dusze. I mimo że wspólnym mianownikiem zawarcia tej znajomości był zespół Downa u naszych najmłodszych dzieci, to nie on zdecydował, że od tamtego Zlotu nie ma roku, żebyśmy się nie spotkali.
Asia, Marek, Kuba, Emilia i Małgosia.
To rodzina, za którą się tęskni. Wyposażona w najlepsze wartości. Zostawia niedosyt na pogadanie i bycie ze sobą. Zaraża optymizmem.
To rodzina, która pozostawia tylko ciepłe wspomnienia.
I niech mi ktoś powie, że zespół Downa to koniec świata! ;)
Autorem zdjęć: na trampolinie, zjeżdżalni i pociągu na betonie jest Kuba.
Wspólne zdjęcie "z kija" zrobiła Emilka.
Resztę pstrykałam ja.
Polubiliśmy się od pierwszego wejrzenia. Przylgnęliśmy do siebie jak bratnie dusze. I mimo że wspólnym mianownikiem zawarcia tej znajomości był zespół Downa u naszych najmłodszych dzieci, to nie on zdecydował, że od tamtego Zlotu nie ma roku, żebyśmy się nie spotkali.
Asia, Marek, Kuba, Emilia i Małgosia.
To rodzina, za którą się tęskni. Wyposażona w najlepsze wartości. Zostawia niedosyt na pogadanie i bycie ze sobą. Zaraża optymizmem.
To rodzina, która pozostawia tylko ciepłe wspomnienia.
I niech mi ktoś powie, że zespół Downa to koniec świata! ;)
Autorem zdjęć: na trampolinie, zjeżdżalni i pociągu na betonie jest Kuba.
Wspólne zdjęcie "z kija" zrobiła Emilka.
Resztę pstrykałam ja.
piątek, 15 lipca 2016
Dziecko
Pociąg. Dworzec. Wracam z Bielska.
Czekają na mnie Radek z Julkiem. Julek zafascynowany kolejką na żywo, ludźmi wysypującymi się z wagonów, podekscytowany komentuje to, co widzi po swojemu (na wszelki wypadek kurczowo trzyma się taty). Zapomniał, po co tu jest...
Miałam okazję zobaczyć go z boku. W innych okolicznościach przyrody. Odklejonego od naszego i przedszkolnego podwórka. Od miejsc dobrze rozpoznanych z codzienności.
Malutki ludzik. Ciut przydługie włosy. Bystre spojrzenie. Słodziak (opinia NM - nieobiektywnej matki). Nie wyróżniał się za bardzo. Nawet tym skośnym spojrzeniem. Ot, dzieciak. Może czteroletni? Zaciekawiony światem.
Odetchnęłam.
Koniec ery dzieciakowości odroczony. Jeszcze trochę czasu upłynie, zanim wykształci się z niego wielki ludź, którego nie wezmę na ręce. I nie zrobię karuzeli. Tych wszystkich podniebnych samolotów. I jeszcze długo będę czuła te łapki otulające ciasno moją szyję, gdy w nocy tacham gościa do naszej sypialni, bo wyrwał się ze snu wołając: mamo! I na kolanach potrzymam, gdy huśtamy się razem prosto do nieba. Wysoko jak latawiec albo pręciki dmuchawca. I te bose, płaskie stopy, wydające głośne plask-plask. Całuśne. Bo małe i miękkie. Odkryłam, że miękkość - ta pochodna wiotkości mięśni - jest atutem. Od przytulania można się uzależnić.
A jednak.
Spieszę się cieszyć Julka dzieciństwem, tak szybko odchodzi...
Czekają na mnie Radek z Julkiem. Julek zafascynowany kolejką na żywo, ludźmi wysypującymi się z wagonów, podekscytowany komentuje to, co widzi po swojemu (na wszelki wypadek kurczowo trzyma się taty). Zapomniał, po co tu jest...
Miałam okazję zobaczyć go z boku. W innych okolicznościach przyrody. Odklejonego od naszego i przedszkolnego podwórka. Od miejsc dobrze rozpoznanych z codzienności.
Malutki ludzik. Ciut przydługie włosy. Bystre spojrzenie. Słodziak (opinia NM - nieobiektywnej matki). Nie wyróżniał się za bardzo. Nawet tym skośnym spojrzeniem. Ot, dzieciak. Może czteroletni? Zaciekawiony światem.
Odetchnęłam.
Koniec ery dzieciakowości odroczony. Jeszcze trochę czasu upłynie, zanim wykształci się z niego wielki ludź, którego nie wezmę na ręce. I nie zrobię karuzeli. Tych wszystkich podniebnych samolotów. I jeszcze długo będę czuła te łapki otulające ciasno moją szyję, gdy w nocy tacham gościa do naszej sypialni, bo wyrwał się ze snu wołając: mamo! I na kolanach potrzymam, gdy huśtamy się razem prosto do nieba. Wysoko jak latawiec albo pręciki dmuchawca. I te bose, płaskie stopy, wydające głośne plask-plask. Całuśne. Bo małe i miękkie. Odkryłam, że miękkość - ta pochodna wiotkości mięśni - jest atutem. Od przytulania można się uzależnić.
A jednak.
Spieszę się cieszyć Julka dzieciństwem, tak szybko odchodzi...
wtorek, 5 lipca 2016
Podsumowanie roku przedszkolnego
Godzina 14.30. Spotkanie z p. Agatą podsumowujące miniony rok przedszkolny.
Mijam Julka bawiącego się na placu zabaw. Julek ma zakodowane, że gdy mama na horyzoncie, on wraca do domu. Nie tym razem. Tłumaczę, że idę na spotkanie z p. Agatą, porozmawiam z nią i wtedy zabiorę Julka. Tłumaczę raz, tłumaczę drugi, Julek przyjmuje do wiadomości. Akceptuje nieoczekiwaną zmianę rytuału. Odwraca się. Biegnie do dzieci.
To znak czasu. Znak zmian w świadomości Julka. Dowód na jego większą dojrzałość, rozumienie tego, co się do niego mówi również w zasięgu szerszym, dalszym, spoza tu i teraz.
A teraz skrót podsumowania p. Agaty.
Społecznie - bez zastrzeżeń. Julek dostosowuje się do zasad, świetnie wchodzi w relacje z dziećmi, które go lubią, bo jest pogodny, uśmiechnięty, miły. Zna konsekwencje swoich wybryków. Wie, że nie zawsze warto broić. Nie jest nieprzewidywalny. Nie ucieka. Zna ścieżki przedszkolne. Idealnie wpasował się w przedszkolne ramy.
Poznawczo - rozkwita. Chętnie współpracuje. Demonstruje swoje znudzenie rzeczami, które ma opanowane. Nadal irytuje się, gdy nie wychodzi mu to co nowe, co dopiero poznaje, czego się uczy.
Komunikacja werbalna - tegoroczny hit i krok milowy. Julek zaczyna wykorzystywać bierny słownik w spontanicznej mowie. Nie za każdym razem, niekoniecznie zrozumiale (w szybkiej komunikacji wyuczone słowa używa niedbale, skraca je, połyka głoski), w zasadzie zawsze adekwatnie do sytuacji. Przy tym swoją ogromną chęć i potrzebę komunikowania się wzbogaca gestami, które nierzadko sam tworzy. I choć metoda krakowska nie pochwala tego, absolutnie nie zabraniamy korzystania z takiego wsparcia. Dla mnie kreatywność Julka w tej kwestii jest dowodem na jego inteligencję. Jak to rzekła mama zespołowego Piotrka - nasze dzieci są upośledzone, ale głupie na pewno nie. I teraz zarówno p.Agata, jak i my w domu, wymagamy od Julka, żeby - gdy chce pić, jeść, skorzystać z toalety, pobawić się, wyjść na dwór, do babci - wypowiadał to. Bo potrafi.
Ruchowo - ciągle do przodu. Nauczone jesienią podskakiwanie jest doskonalone. Koordynacja wzrokowo-ruchowa zalicza progres. Szwankuje jeszcze w rzutach piłką, frisby zza siebie (Julek nie widzi przedmiotu i rzuca zza pleców po prostu tak sobie w przestrzeń jak leci, a leci czasem w górę, potem w dół, potem rzucam się, żeby nie walnął plastikowy dysk w głowę). Huśtawka. Kolega Julian z p. Agatą nauczył się już samodzielnie huśtać, czyli wykonuje ruchy tułowia tak, żeby rozhuśtać się, ale wtedy gdy ma nogi oparte o ziemię. Gdy dyndają w powietrzu, ta sprawność wymaga większej równowagi, większej siły mięśni i Julkowi nie wychodzi. Ale w końcu wyjdzie. Kwestia to czasu. Po prostu.
Motoryka mała. Podąża za motoryką dużą. Julek koloruje rzeczy, nie przekraczając linii. W rysunkach używa kolorowych kredek. Kredki coraz sprawniej dociska. Coraz mniejsze kółka rysuje po śladzie. Nie zygzakiem. Całkiem płynnie.
Plany na wrzesień. Chłopak awansuje w przedszkolnej hierarchii. Podąża z grupą do starszaków. Na pięterko, do p. Marleny, które już zna (i pięterko i p. Marlenę). Od wiosny spędza tam czas zamiast drzemać z maluchami na dole. Czyli znów mądrze został wprowadzony i oswojony. P. Agata poza indywidualnymi zajęciami zamierza Julka rzucić na głębokie wody i przerabiać z nim ten sam materiał co pozostałe dzieci. Ile się da. A jak się nie da, to nic nie szkodzi. Ja wiem, że Julek jest doskonale zaopiekowany!
Z krakowskiej nie rezygnujemy. Ćwiczymy. Nie systemowo, planowo, przy okazji.
W lipcu i do połowy sierpnia Julek odpoczywa od systematycznych zajęć zarówno z p. Agatą, jak i z p. Justyną. Do przedszkola jeszcze chodzi. Ale to wakacyjne, lajtowe łażenie. Zacznie wolne wraz z moim pójściem na urlop, czyli pod koniec lipca.
Julek, p. Agata i Agama brodata. Asekurant Jul długo obchodził jaszczurkę. Podobnie jak z basenem przemożna chęć zapoznania się z czymś nowym, fascynującym walczyła w nim z lękiem, obawą, może nawet wstrętem. W końcu odważył się i pogłaskał gada. Na fotce ma niewyraźną minę, na pewno bardzo poważną. I jaszczurkę dotyka z dużą rezerwą. :)
Mijam Julka bawiącego się na placu zabaw. Julek ma zakodowane, że gdy mama na horyzoncie, on wraca do domu. Nie tym razem. Tłumaczę, że idę na spotkanie z p. Agatą, porozmawiam z nią i wtedy zabiorę Julka. Tłumaczę raz, tłumaczę drugi, Julek przyjmuje do wiadomości. Akceptuje nieoczekiwaną zmianę rytuału. Odwraca się. Biegnie do dzieci.
To znak czasu. Znak zmian w świadomości Julka. Dowód na jego większą dojrzałość, rozumienie tego, co się do niego mówi również w zasięgu szerszym, dalszym, spoza tu i teraz.
A teraz skrót podsumowania p. Agaty.
Społecznie - bez zastrzeżeń. Julek dostosowuje się do zasad, świetnie wchodzi w relacje z dziećmi, które go lubią, bo jest pogodny, uśmiechnięty, miły. Zna konsekwencje swoich wybryków. Wie, że nie zawsze warto broić. Nie jest nieprzewidywalny. Nie ucieka. Zna ścieżki przedszkolne. Idealnie wpasował się w przedszkolne ramy.
Poznawczo - rozkwita. Chętnie współpracuje. Demonstruje swoje znudzenie rzeczami, które ma opanowane. Nadal irytuje się, gdy nie wychodzi mu to co nowe, co dopiero poznaje, czego się uczy.
Komunikacja werbalna - tegoroczny hit i krok milowy. Julek zaczyna wykorzystywać bierny słownik w spontanicznej mowie. Nie za każdym razem, niekoniecznie zrozumiale (w szybkiej komunikacji wyuczone słowa używa niedbale, skraca je, połyka głoski), w zasadzie zawsze adekwatnie do sytuacji. Przy tym swoją ogromną chęć i potrzebę komunikowania się wzbogaca gestami, które nierzadko sam tworzy. I choć metoda krakowska nie pochwala tego, absolutnie nie zabraniamy korzystania z takiego wsparcia. Dla mnie kreatywność Julka w tej kwestii jest dowodem na jego inteligencję. Jak to rzekła mama zespołowego Piotrka - nasze dzieci są upośledzone, ale głupie na pewno nie. I teraz zarówno p.Agata, jak i my w domu, wymagamy od Julka, żeby - gdy chce pić, jeść, skorzystać z toalety, pobawić się, wyjść na dwór, do babci - wypowiadał to. Bo potrafi.
Ruchowo - ciągle do przodu. Nauczone jesienią podskakiwanie jest doskonalone. Koordynacja wzrokowo-ruchowa zalicza progres. Szwankuje jeszcze w rzutach piłką, frisby zza siebie (Julek nie widzi przedmiotu i rzuca zza pleców po prostu tak sobie w przestrzeń jak leci, a leci czasem w górę, potem w dół, potem rzucam się, żeby nie walnął plastikowy dysk w głowę). Huśtawka. Kolega Julian z p. Agatą nauczył się już samodzielnie huśtać, czyli wykonuje ruchy tułowia tak, żeby rozhuśtać się, ale wtedy gdy ma nogi oparte o ziemię. Gdy dyndają w powietrzu, ta sprawność wymaga większej równowagi, większej siły mięśni i Julkowi nie wychodzi. Ale w końcu wyjdzie. Kwestia to czasu. Po prostu.
Motoryka mała. Podąża za motoryką dużą. Julek koloruje rzeczy, nie przekraczając linii. W rysunkach używa kolorowych kredek. Kredki coraz sprawniej dociska. Coraz mniejsze kółka rysuje po śladzie. Nie zygzakiem. Całkiem płynnie.
Plany na wrzesień. Chłopak awansuje w przedszkolnej hierarchii. Podąża z grupą do starszaków. Na pięterko, do p. Marleny, które już zna (i pięterko i p. Marlenę). Od wiosny spędza tam czas zamiast drzemać z maluchami na dole. Czyli znów mądrze został wprowadzony i oswojony. P. Agata poza indywidualnymi zajęciami zamierza Julka rzucić na głębokie wody i przerabiać z nim ten sam materiał co pozostałe dzieci. Ile się da. A jak się nie da, to nic nie szkodzi. Ja wiem, że Julek jest doskonale zaopiekowany!
Z krakowskiej nie rezygnujemy. Ćwiczymy. Nie systemowo, planowo, przy okazji.
W lipcu i do połowy sierpnia Julek odpoczywa od systematycznych zajęć zarówno z p. Agatą, jak i z p. Justyną. Do przedszkola jeszcze chodzi. Ale to wakacyjne, lajtowe łażenie. Zacznie wolne wraz z moim pójściem na urlop, czyli pod koniec lipca.
Julek, p. Agata i Agama brodata. Asekurant Jul długo obchodził jaszczurkę. Podobnie jak z basenem przemożna chęć zapoznania się z czymś nowym, fascynującym walczyła w nim z lękiem, obawą, może nawet wstrętem. W końcu odważył się i pogłaskał gada. Na fotce ma niewyraźną minę, na pewno bardzo poważną. I jaszczurkę dotyka z dużą rezerwą. :)
niedziela, 3 lipca 2016
Towarzyski
Dla towarzystwa Cygan dał się powiesić. Julek, gdy jesteśmy na zewnątrz, biegnie do domu po nocnik, wystawia go na ganek i załatwia się w centrum wydarzeń codziennych. Jeden warunek: mama - tata - Ksys obecni!
niedziela, 26 czerwca 2016
Podchody
Rok temu były zawody, w tym zorganizowałam podchody.
Przygotowałam 11 zadań i 11 kryjówek, w których po kolei poukrywałam te zadania.
Zawsze były dwie koperty - kolorowa z zadaniem i biała z miejscem ukrycia kolejnego zadania.
Dopiero po wykonaniu zadania drużyna mogła otworzyć białą kopertę i ruszyć jej tropem.
Przygotowałam 11 zadań i 11 kryjówek, w których po kolei poukrywałam te zadania.
Zawsze były dwie koperty - kolorowa z zadaniem i biała z miejscem ukrycia kolejnego zadania.
Dopiero po wykonaniu zadania drużyna mogła otworzyć białą kopertę i ruszyć jej tropem.
Jedenaście
zadań i zasada prosta
Każdy
uczestnik z łatwością jej sprosta.
Jedno
miejsce dwie koperty wskaże.
Kolorowa
– zadanie wam poda
Biała
(taka jej uroda)
–
kolejną kryjówkę pokaże.
Po
kolei czytacie znalezioną wskazówkę
Żeby
wspólnie rozwiązać podaną łamigłówkę.
Potem
pilnie wykonujcie zadania,
by
nagrodę zdobyć na koniec grania!
Pierwsze zadanie było łatwe:
Na
rozgrzewkę - proste matematyczne zadanie
Ile
lat macie razem dowiecie się przez dodanie.
Liczcie
więc razem wasze lata dokładnie,
by
przejść do następnej rundy przykładnie.
Po jego wykonaniu czekała wskazówka:
Znacie
odpowiedź?
Prędko
śmigajcie zatem
w
miejsce, gdzie nie ma butów zimowych latem.
Bo
tutaj powiał jakiś chłód
i kolejną wskazówkę
zwiał w Julka but.
I tak dalej, i tak dalej.
Zadania były różne: wspólne odtańczenie kółka graniastego, rzuty różnymi rzeczami do koszów dwóch, wyścig zombiaków, śmieszny portret dziadka (tu idealnie przypasował prezent, który Krzyś dostał od jednego z gości), zrobienie kukiełek (porażka!), pajacyki, tworzenie rymów do podanych wyrazów (średnio poszło), kółka wokół drzewka.
Miejsca pochowanych kopert też różne:
Zdyszani
lekko czy bardzo zziajani?
Wędrować
trzeba teraz do Frani.
Ach,
wy nie wiecie co to jest Frania.
Idźcie
po prostu w miejsce do prania.
Tam
w bębnie leży wskazówka czwarta.
zaraz
zostanie przez was otwarta!
Albo:
Wpadła
gruszka do fartuszka
A
za gruszką dwa jabłuszka
A
wskazówka spaść nie chciała
Bo pod sofą już leżała.
Albo (moje ulubione):
Siała
baba mak, nie wiedziała jak
Dziadek
wiedział, nie powiedział
Rzucił
kopertę tam gdzie siedział.
Siedział
na sośnie, siedział na ławce
Siedział
też czasem tuż przy sadzawce.
Ja
myślę jednak, że zwyczajnie tak
wsadził w kominek i
poszedł spać.
świetnie się bawiłam układając wierszyki i dzieci też bawiły się nieźle. Niektóre wierszyki rozśmieszały je bardzo (i motywowały do pracy) jak na przykład ten (ach te gacie):
Wracacie
na boisko
-
mam nadzieję, że po deszczu nie jest ślisko.
Tam
do kosza celnie rzucacie
piłkami
głównie.
Uwaga!
są też gacie.
Kilka uwag:
- zadania muszą być dynamiczne i stosunkowo łatwe do wykonania;
- należy ustalić zasadę, że nie wszyscy naraz rzucają się do wskazanego miejsca,
- jeśli uczestnicy słabo czytają, to albo przygotować króciutkie wierszyki albo samemu czytać albo wskazać osobę, która najlepiej to robi, bo były i takie przypadki, że ktoś czytał baaaaardzo powoli składając wyrazy (wielkie brawa za chęć wielką i wytrwałość!), a reszta nie czekając do końca, a wiedząc już co trzeba zrobić, leciała wykonać zadanie nie pomna na moje nawoływania (nadmiar energii i niecierpliwość rządzą),
- nagroda musi być warta wysiłku.
Gratulacje
goście mili
Coście
podchody zakończyli
Dla
nagrody i ochłody
Zapraszamy
Was na lody!
Subskrybuj:
Posty (Atom)