poniedziałek, 30 marca 2020

Trzeci tydzień

Początek trzeciego tygodnia izolacji.

W środę ruszyła zdalna nauka. Dziennik elektroniczny nie wytrzymał i padł. Wypluwał resztką sił w konwulsjach i zawieszeniach kolejne zestawy ćwiczeń do zrobienia. Nie można było słać w czasie rzeczywistym „obecny”. Problem dotyczył i uczniów i nauczycieli. Zrobiło się nerwowo.
Po dniu doświadczeń nauczyciele słali lekcje z wyprzedzeniem, uczeń z wyprzedzeniem je przeglądał. Wiedział już, jak ustawić sobie dzień. Musiał tylko pamiętać o tym cholernym „obecny”. Na szczęście, większość belfrów dała swoje e-maile. Na pohybel dziennikowi. W piątek starsze dziecię już wiedziało, że można tak się obrobić, żeby w czterdzieści minut machnąć trzy przedmioty, a w telefonie ustawić przypominajkę o wysłaniu „obecny”. W przyspieszonym tempie przeszło szkolenie, jak pisać e-maile. Treściwy i adekwatny temat, powitanie, treść, pozdrowienie, imię i nazwisko.

Dzisiaj poległo na zmianie czasu. Siadło do lekcji przymulone jak vulcan w środę. Niewiele przyjmowało. Zawiesiło się na matmie. Nic nie rozumiem!! Panika. Stres. Ślij e-maila do pani (rzecze matka bez ciśnienia). Mogę historię, polski, angielski zdalnie i sam, ale matmę to chcę, żeby pani mi wyjaśniła. Matka polonistka, zdalnie pracująca, zostawiła laptop (sprawozdanie nie na już, na za chwilę, nie musi go pisać w czasie rzeczywistym, ECP skrzętnie odmierza czas), usiadła do matmy. Odetchnęła z ulgą. Jeszcze rozumie. Jeszcze wie. Wyrażenia algebraiczne. Bułka z masłem. Wyjaśniła. Melisą przepijając rosnący nerw. Melisa ulubiony napój wyizolowanej macierzy.

Młodsze dziecię pozostawione sobie. Gra przez większość w Hulka. Na godzinę lub dwie wyskoczy do babci. Chętnie weźmie udział w lekcji wf. Starszy brat wie, jak prowadzić lekcję. Rozgrzewka, zestaw ćwiczeń, pełna profeska. Nawet przypilnuje, żaby ubrać się w stroje gimnastyczne. Młodszy na potrzebny zdalnej nauki wypracował wytrych. Hasło „nie trzeba” zamyka wszelką dyskusję. Popołudniami – jeśli matka znajduje siły – przynętą/podstępem/sprytem łamie szyfr. Gasi „nie trzeba”. Zmusza młodsze dziecię do lektury samogłosek, ćwiczeń fonemowych i logopedycznych. Matka coraz rzadziej znajduje siły. Wypala ją dzień zawieszony między pracą zawodową, koordynowaniem i nadzorem nauki zdalnej starszego dziecia, ogarnianiem domu, kompletnym brakiem czasu dla siebie. Efekt? Niedziela – dzień rodzinny – każdy spędza w swoim pokoju, osobno. Dwie godziny na nicnierobieniu, drzemce, gapieniu się w okno, w sa-mot-noś-ci daje matce rozpęd. Na koniec dnia i początek nowego tygodnia. Na ile tego paliwa wystarczy?


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz