sobota, 28 marca 2020

Videoczat

W zasadzie od samego początku Julek przyjął ze spokojem fakt, że nie chodzi do szkoły. W pierwszą niedzielę izolacji dopytywał o basen i kościół. I znów ze spokojem (nie chciałabym napisać, że bez zrozumienia, bo nie wiem, co Julek rozumie w kwestii koronawirusa) przyjął to, że nie idzie na basen i do kościoła (do kościoła to akurat z wyraźną ulgą, bo msza dla Julka to nadal wysoki poziom abstrakcji).

Kolejny tydzień w domu. Kolejna niedziela. Brak oznak zdenerwowania ze strony Julka. Prędzej coraz mniej potrzeby uczenia się (o czym już kilka razy wspominałam).
Dopóki wszyscy jesteśmy w domu: mama, tata, Krzyś i Kilka, wszystko jest w porządku. Domator. Integrator rodzinny.
Co jakiś czas tylko dopytuje: - Ksys, szkoły? albo wieczorem: - Trening? Tak jakby bardziej na przykladzie Krzysia dostrzegał odstępstwa od dotychczasowej codzienności.

Jakie więc było wczoraj jego zdziwienie, gdy o 17:30 (godzina była uzgodniona z nami - rodzicami i zorganizowana przez p. Edytę), zaczął dzwonić telefon (który zupełnie nieprzypadkowo trzymał Julek w rękach, oglądał zdjęcia). Odebrał, a tam w ośmiu kwadracikach, jednocześnie pojawili się: Antek, Julka, Agatka, Dominik, Jaś, Dominik, p. Edyta i on sam - Julek. Zdziwienie, radość, okrzyki, szczęście Julka nie miały końca. Dzieci patrzyły na siebie, machały do siebie, zrobił się wielki, radosny szum. Pani Edyta pozwoliła na pełen spontan, a potem z każdym zaczęła się witać piosenką, którą dzieci znają ze szkoły. Julek śpiewał i pokazywał razem z wychowawczynią. Szczęśliwy. Bardzo. Przesyłał buziaki. Serduszka. Potem pani Edyta każdego z uczniów zapytała, co dzisiaj robili. Wyjaśniła, że nie mogą się teraz spotykać w szkole. Że tęskni za nimi wszystkimi. Miód na serce nie tylko Julka.

Po skończonym videoczacie Julek dopytywał "jeszcze"?
Na pewno będzie powtórka. :)




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz