piątek, 7 marca 2014

Subwencja oświatowa

Julek na przedszkolny etap ma orzeczenie o potrzebie kształcenia specjalnego.
W nim określony stopień upośledzenia (lekki) oraz zalecenia do realizacji w przedszkolu (zajęcia rewalidacyjne, zajęcia logopedyczne, usprawnianie motoryki, stymulacja procesów poznawczych, rozwijanie umiejętności społecznych).
Tyle orzeczenie.
Za Julkiem z orzeczeniem wędruje subwencja oświatowa. W jakiej kwocie, należy dowiedzieć sie samemu. Jak to zrobić?
Najpierw trzeba uzyskać metryczkę subwencji na dany rok (obecnie 2013). Wyskrobałam więc pisemko, wysłałam do naszej gminy i metryczkę dostałam. Bez żadnej łaski.
Wyszperałam w internecie obowiązujące rozporządzenie MEN w sprawie podziału części oświatowej subwencji ogólnej dla jednostek samorządu terytorialnego, wzięłam pod lupę załącznik i znalazłam to, czego szukałam - wagi subwencyjne. To wartości, przez które pomnaża się kwotę bazową uzyskaną z metryczki.
Wykonałam proste działanie matematyczne i dowiedziałam się, że na Julka gmina - powtarzam gmina, nie przedszkole, otrzymuje co miesiąc 2 000 zł!
Tak na marginesie wagi subwencyjne dla przedszkolaków są dwie:
P31 o wartości 4,0 dla niesłyszących, słabowidzących, niewidomych, z niepełnosprawnością ruchową, z upośledzeniem umysłowym w stopniu lekkim, umiarkowanym, znacznym lub głębokim;
P39 o wartości 9,5 dla dzieci z niepełnosprawnością sprzężoną (czyli gdy np. występuje upośledzenie umysłowe i jednocześnie niepełnosprawność ruchowa) oraz autyzmem.
Dlaczego podkreśliłam, że to gmina, a nie przedszkole otrzymuje te pieniądze? Bo w gestii gminy jest zarządzanie przedszkolami publicznymi. I w związku z tym gmina dysponuje środkami finansowymi.
Julka subwencja oświatowa znalazła się w bardzo pojemnym worku po nazwą "oświata" i wyciągnąć konkretne pieniądze na realizacją konkretnych zaleceń z orzeczenia nie jest prosto.
Inaczej sprawa ma się z przedszkolami niepublicznymi.
Tym gmina jest w obowiązku przekazywać w całości subwencję na konkretne dziecko.
Co z tego wynika?
Ciąg dalszy nastąpi.

poniedziałek, 3 marca 2014

Badanie eeg

Scenariusz był ten sam.
Julek poszedł do przedszkola, nie spał po powrocie, w aucie też nie wolno mu było.
Radek kierował, ja miałam zabawiać chłopaka.
W ostatniej chwili zabraliśmy Krzysia i worek najbardziej hałaśliwych zabawek.
Gwizdek, tamburyno, marakasy rządziły.
Nie było mocnych. Julek nie zasnął.
W poczekalni było już cicho, z wyjątkiem Krzysia, któremu brykać się zachciało. Tygrysek ze Stumilowego Lasu obudził się w nim. Juluś Puchatek siedział i niespiesznie przerzucał kredki.
A potem badanie.
Bez protestu dał sobie założyć nietwarzową czapeczkę, paskudnie zawiązaną pod brodą, na gąbce, zwykłej gąbce myjce, żeby troki nie raziły. Przy akompaniamencie ciekawskich pytań Krzysia podpięto elektrody na maź fryzuroburczą. Julek z przodu wyglądał jak baba z bazaru, a z tyłu, gdzie kabelki utworzyły gęstą sieć, przypominał elektryczną Świteziankę. Przez szacunek do Julka oszczędziłam mu reporterskich ujęć.
Wreszcie Krzyś z Radkiem wyszli, światło zgasili, pani uruchomiła zapis, a Julek powoli, powoli odpływał. Po 10 minutach spał. Badanie trwało.
Wynik we czwartek.
Taki czas. Ciągłych badań, sprawdzań, niespokojnych oczekiwań.
To jest wpisane w zespół.
A ja kiedyś myślałam, że tylko upośledzenie.

niedziela, 2 marca 2014

Coś na kształt mowy

Faza gestów z dźwiękami trwa.
Nie, że umysł Julka wszedł na wyższe obroty. To raczej konsekwentne posługiwanie się przez niego techniką kopiowania. Kopiuj wklej. Znacie to.
Tak Julek porusza się w swoim środowisku. Zdecydowaną większość rzeczy, które potrafi robić, poznał i przyswoił przez naśladownictwo.
Teraz przerzucił tę technikę na dźwięki, które z siebie wyrzuca.
Najprościej mu przy piosenkach, które zna w gestach na pamięć. Do gestów zaczął artykułować dźwięki. Zwykle są to samogłoski, ale też sylaby, czy nawet jakieś nieudolne słowa?
No i uwaga, uwaga! od wczoraj wie, że kaczka kwacze, kot miauczy, krowa muczy i pies szczeka (no dobra, że pies hau-hau sobie robi wypowiadał od bardzo dawna). Wszystkie te zwierzęta w Julka wydaniu (z wyjątkiem psa) brzmią podobnie. Dla mnie to teraz nieważne. Wchodzę z Julkiem w dźwiękowe interakcje! To zupełnie coś nowego w naszych relacjach. :)
To może nawet prapoczątek Julka mowy.

Jestem muzykantem konszabelantem, ja umiem grać ...
 Na trąbce

Na bębenku

 Na fujarce
  a teraz już cicho, ciiiicho

czwartek, 27 lutego 2014

Bunt na pokładzie i wyoutowany dren

Zwalałam na katar, niedojedzenie, niedopicie, kiepski nastrój, niskie ciśnienie, sen nietaki.
A to zwykły protest song! Bunt dwulatka z opóźnionym zapłonem.
To testowanie mojej diagnozy szczególnie uciążliwy przebieg ma w miejscach publicznych. Julek jęczy, wyje, wykręca się, klasycznie rzuca na podłogę spod oka obserwując, czy działa na mnie jego atak złości. Nie działa! Zakłóca spokój już nie tylko mój.
Nie frustrują mnie spojrzenia wokół pełne współczucia/irytacji/politowania. Nie wstydzę się Julka zachowań. Moja zadaniowa natura nie radzi sobie z bezradnością. Nie potafię zapanować nad Julkiem! Odwracanie jego uwagi, ignorowanie, śpiewanie ulubionych, wyciszających piosenek nie działa. A tłumaczenie werbalnie sytuacji i poszukiwanie kompromisu trafia w próżnię.
Gdy tylko jest nie po myśli Julka, zaczyna jęcząco-upierdliwie wyć na wysokich nutach. Nie słucha mnie, nie patrzy w oczy, wie, że zachowuje się niewłaściwie. Taki gagatek.
A w gabinecie lekarskim anioł. Daje się badać, kokietuje uśmiechem, współpracuje. Uwaga wszak skupiona jest na nim! Narcyz jeden do potęgi.
Wyniki badań też mnie rozsierdziły.
Dren w prawym uchu wypadł, w lewym się trzyma. Nie minęło pół roku od drenażu, a Julek znowu czeka w kolejce na zabieg. Jesienią witamy się z Kajetanami. Chyba że cud będzie, cud! Cudne drożne kanaliki uszne u cudnie niezbuntowanego Julka. Takie rzeczy tylko w erze....?



środa, 26 lutego 2014

Bierny słownik

- Ludwik, przynieść ci banana? - pyta moja mamuś Ludwika, swego męża.
- Nie, dziękuję. - słyszy w odpowiedzi.
Julek znika z pola widzenia, żeby po chwili wrócić z bananem w ręce.
To, że skupił się na pierwszej części dialogu, wcale mi nie przeszkadza. To jeden z nielicznych momentów, gdy w tak precyzyjny sposób wyraża rozumienie mowy.
Przeciwległy biegun.
- Julek, gdzie masz ucho?
Julek pokazuje nos.
Ostatnio przeczytałam o pewnej zespołowej dziewczynce, niewiele starszej od Julka, która mówi 379 słów. Mówi.
Ja nie wiem, ile słów Julek rozumie.

piątek, 21 lutego 2014

Przygoda

Co zrobić, gdy pięciolatek z trzylatkiem zamkną się w pokoju na klucz i nie mogą otworzyć drzwi, bo zaciął się zamek?

a) spanikować
b) wezwać straż pożarną
c) próbować otworzyć we współpracy z pięciolatkiem
d) wyważyć drzwi
e) wybić szybę, zawołać sąsiada i wyważyć drzwi

Gdy a) i c) niewiele dają, b) wydaje się niepoważne, e) karkołomne, pozostaje d).
Wiecie: dziadek za klamkę, babcia za dziadka, córka za babcię, dzieci za drzwiami w płacz.
Tak się męczyli, tak tarmosili, że drzwi wyważyli.
Ufff....
Taka przygoda.

U fryzjera

Misja fryzjer mogła spalić na panewce.
Julek indywidualista daje popalić. I coraz częściej trudno wyczuć o co, po co i dlaczego jęczy. A jęczy paskudnie. Na wysokich obrotach. Twardy przeciwnik dla cierpliwości.
Na ale włosy rosną, czy Julek jęczy, czy nie.
Normalnie Julka strzyże w przelocie, galopie, na bajkę, na śpiew, na czekoladkę Radek. Ze skutkiem trudnym do przewidzenia. Przez Julka odwidzenia. Bo chwilę daje się strzyc, za chwilę już nie.
W ferie, bawiąc u babci Krysi, podjęliśmy się misji.
Efekt przeszedł nasze oczekiwania.
Julek w rękach pani Agnieszki przestał jęczeć, dawał się strzyc, a nawet się uśmiechał. Co ostatnio nie często się zdarza. Jęczenie wszak rządzi.
Z ulgą oświadczam: Debiut fryzjerski za Julkiem! :)







Krzyś przy okazji również załapał się na strzyżenie. :)